Włoska piłka – pełna pasji, pełna absurdów

0
479

Rozmowa z Piotrem Dumanowskim i Dominikiem Guziakiem, specjalistami włoskiego calcio i autorami publikacji „W krainie piłkarskich Bogów. O Polakach w Serie A” (Wydawnictwo otwarte, 2020)

Diana Dąbrowska: Wasza książka nie jest zbiorem wywiadów z piłkarzami, nie ma też wyraźnego podziału na kluby, zawodników niegdyś grających i tych obecnych teraz w lidze włoskiej. Jest to podróż bardzo różnorodna i nieprzewidywalna, złożona ze strzępków anegdot, rozmów, cytatów, obserwacji… To wszystko składa się na bardzo intrygujący portret jednej z barwniejszych lig piłkarskich na świecie. Czy od początku wiedzieliście, że postawicie właśnie na taką strukturę książki?

Piotr Dumanowski: Tak. Od początku wiedzieliśmy, że nie chcemy, żeby był to tylko zbiór wywiadów z piłkarzami. Przed rozpoczęciem pracy nad książką mieliśmy za sobą kilkadziesiąt wyjazdów do Włoch, prywatnych i służbowych. Znaliśmy już dobrze kraj, ludzi, specyfikę ligi włoskiej. Nie startowaliśmy od zera, dlatego mając w głowie kilkanaście anegdot i przygód, które przez lata nam się przydarzyły wiedzieliśmy, w jakim kierunku chcemy iść. Założyliśmy sobie, że chcemy poruszyć nie tylko tematy czysto sportowe. Włochy to kraj, w którym piłka dotyka wszystkich aspektów życia, dlatego nie chcieliśmy ograniczać się tylko do tego, co dzieje się na boisku, czy w szatni. Staraliśmy się, żeby była różnorodna w swojej formie i treści i wyróżniała się na tle innych sportowych książek.

DD: Od lat pracujecie we dwójkę jako specjaliści i komentatorzy Eleven Sports. Swoją miłość do Serie A prezentujecie także na kanale YT „Calcio Truck” wnikliwie omawiając poszczególne mecze danej kolejki. Panowie, czemu akurat włoska liga? Co was do niej przyciągnęło? Czy macie swoją ukochaną drużynę w serie A, której wiernie kibicujecie na co dzień?

Dominik Guziak: Po pierwsze – dorastaliśmy w czasach, gdy włoskie kluby wciąż były jednymi z najsilniejszych na świecie. Z wypiekami na twarzy oglądaliśmy, jak Milan i Inter wygrywały Ligę Mistrzów. W 2006 roku mogliśmy być świadkami jednego z największych sukcesów w historii włoskiej piłki, czyli zdobycia przez reprezentację mistrzostwa świata. Trudno było nie zakochać się w takich piłkarzach, jak Del Piero, Cannavaro, Totti, Buffon, Pirlo… Po drugie – już jako dziennikarze dostaliśmy możliwość komentowania tej ligi, najpierw w stacji Orange sport, a później w Eleven, więc nasza młodzieńcza pasja zamieniła się w coś, w czym mogliśmy się później spełniać zawodowo.

DD: Co stanowi – waszym zdaniem – o wyjątkowości Seria A na tle innych lig? Czy jej pozycja współcześnie wciąż należy do wysokich? Piłkarze wciąż marzą, aby grać we włoskich klubach?

PD: Historia. Historia wielkich drużyn, które w swoim czasie były najlepszymi na całym świecie, jak choćby Inter Helenio Herrery, Juventus Giovanniego Tapattoniego, Milan Arrigo Sacchiego, a także wielkich piłkarzy, którzy szczególnie w latach 80. i 90. grali właśnie w Italii. Obecnie Serie A nie jest już tak silna. Większość piłkarzy marzy o grze w Realu, Barcelonie, czy w Premier League, ale liga włoska wciąż cieszy się wielką popularnością na świecie i jest ligą, która wzbudza globalne zainteresowanie. Żadna liga nie ma tak wielu klubów, które są rozpoznawalne w każdym miejscu na ziemi, przez wzgląd na bogatą historię, mimo że kluby te nie są już tak możne i silne jak 10, 20, czy 30 lat temu.

DG: Generalnie wielu piłkarzy marzących o grze w czołowych klubach świata często świadomie wybiera Serie A za namową bardziej doświadczonych kolegów. Liga włoska jest bardzo zaawansowana taktycznie, włoscy trenerzy są uznawani za jednych z najlepszych na świecie, więc dla zawodnika jest to świetna szkoła piłki nożnej. Znów możemy przytoczyć słowa Wojtka Szczęsnego, który w książce przyznał, że przenosiny z Anglii do Włoch uratowały mu karierę. W Serie A rozwinął się jako bramkarz i zaczął zwracać uwagę na elementy, które wcześniej zaniedbywał.

DD: Jak piszecie w swojej książce: „Mecze nie trwają w Italii 90 minut, tylko cały tydzień”. Co to znaczy, że Włosi najlepiej rozumieją football?

DG: To, że Włosi najlepiej rozumieją futbol widać świetnie wtedy, gdy ogląda się razem z nimi mecz piłkarski. Kibice siedzący na trybunach np. w Polsce zwykle reagują zero-jedynkowo – złością po nieudanej akcji i radością po zdobytej bramce. We Włoszech nie trzeba patrzeć na boisko, by wiedzieć, co się dzieje. Gdy piłka zbliża się do bramki, cała trybuna zaczyna powoli wstawać. Ludzie od razu wykrzykują, do kogo trzeba podać piłkę, w jaki sposób ją zagrać. To nie jest przypadek. Włoskie kanały sportowe dostarczają telewidzom w trakcie studia pomeczowego dokładną analizę gry, której dokonują czołowi piłkarze i trenerzy. Przekazywanie piłkarskiej wiedzy nie jest uproszczone, tam nikt nie zastanawia się nad tym, że ktoś może nie zrozumieć, o czym w studiu mówi Arrigo Sacchi albo Andrea Pirlo. Efekt jest taki, że każdy włoski kibic jest jednocześnie samozwańczym trenerem i ma wyrobioną opinię na wiele piłkarskich tematów.

PD: Idealnie obrazuje to też piłkarska nomenklatura. W Polsce jest bardzo uboga w porównaniu do tej, z którą stykamy się we Włoszech. W Italii środkowego pomocnika, w zależności od jego charakterystyki i zadań, które ma na boisku można określić na kilka sposobów – regista, mediano, mezzala, trequartista. W Polsce zazwyczaj nie mamy odpowiedników tych pozycji, które we Włoszech zna każdy, nawet mniej zorientowany w temacie piłki nożnej, kibic.

DD: To bez wątpienia fantastyczny czas dla Polaków w Serie A. Co złożyło się na ten boom popularności i transfery? Czemu waszym zdaniem Polacy tak świetnie odnajdują się w Italii?

PD: To pytanie zadawaliśmy każdemu z naszych rozmówców i zawsze odpowiedź była taka sama – pracowitość. Jesteśmy narodem nauczonym ciężkiej pracy. Nasi piłkarze postrzegani są we Włoszech jako ci, którzy harują na treningach, sumiennie podchodzą do zadań taktycznych i co też bardzo istotne, nie przysparzają kłopotów poza boiskiem. Nie ma sensu ukrywać, że dużą rolę odgrywają też kwestie finansowe. Stosunek jakości do bardzo niskiej jak na tamte warunki ceny. Solidnego polskiego piłkarza można sprowadzić za 3-4 miliony euro. Włosi chętnie sięgają po naszych zawodników, bo tak naprawdę wiele nie ryzykują.

DD: Ważnym rozmówcą „W krainie piłkarskich bogów” jest Wojciech Szczęsny, niegdyś bramkarz Romy, dziś jeden z kluczowych zawodników Juventusu Turyn. W jego wypowiedziach jest dużo lekkości i poczucia humoru, a przede wszystkim zdrowy dystans do etykiety gwiazdy, którą przypisuje się jednak piłkarzom w Italii…

DG: Wojtek Szczęsny to człowiek, dla którego futbol jest bardzo ważny, ale nie sprawia, że ma piłkę zamiast głowy. Można z nim porozmawiać na niemal każdy temat. Gdy byliśmy u niego w Turynie, po nagraniu 3-godzinnego materiału do książki przesiedzieliśmy kolejne 3 godziny i rozmawialiśmy na tematy zupełnie niezwiązane z piłką. To niesamowicie błyskotliwa osoba, więc nie ukrywamy, że jego przemyślenia na temat piłki, nawet nam rozjaśniły wiele kwestii, nad którymi wcześniej się nie zastanawialiśmy. Ma całą masę celnych spostrzeżeń i gdyby w przyszłości chciał zostać ekspertem telewizyjnym, byłby pewnie jednym z najlepszych w tym fachu. Zresztą obecność Wojtka na łamach jakiejkolwiek książki albo w programie telewizyjnym sprawia, że zwykły występ zamienia się w show z dużą dozą inteligentnych żartów i docinek.

DD: Równie ciekawym rozmówcą wydaje się Bartosz Salamon. Kiedy oglądam z nim wywiady na YT nie mogę wyjść z podziwu jak pięknie mówi po włosku! Sami tifosi w komentarzach podkreślają, że Salamon mówi lepiej niż niejeden Włoch!

PD: Sami żartowaliśmy, że Bartek mówi po włosku lepiej od niejednego włoskiego piłkarza. Takim przykładem jest chociażby Francesco Totti, którego Włosi kilka razy przyłapali na niepoprawnym, niegramatycznym użyciu trybu congiuntivo. Salamon na pewno nie wpisuje się w stereotyp piłkarza. Jego pasją jest czytanie. Przeczytał pewnie kilkadziesiąt włoskich książek. Często używa w szatni słów, których nie znają jego włoscy koledzy i patrzą na niego jak na kosmitę. Mieszka we Włoszech od ponad 10 lat, dlatego najlepiej i najdojrzalej potrafił opowiedzieć nam o włoskim stylu bycia, o włoskich rytuałach, przyzwyczajeniach, przywarach. Pokazać też te ciemniejsze strony mieszkania w Italii, którą my, podobnie jak i wielu naszych widzów, znamy z perspektywy turysty, patrzymy na nią przez różowe okulary. Rozmowa z Bartkiem pozwoliła nam w sposób bardziej rzetelny opisać włoską codzienność.

DD: W trakcie tworzenia się książki doszło do jednego z bardziej spektakularnych transferów ostatnich lat – Krzysztof Piątek z Genui przechodzi do Milanu. Jak to w Italii sacrum miesza się z profanum, a o wyborze Polaka pisano na łamach Corriere della Sera w kategoriach papieskich. Pistolero był wszędzie, a cała Polska za dziennikarzem sportowym Tizianem Crudelim powtarzała co weekend „Pio pio pio”. Przygoda z Serie A nie trwała dla Piątka długo, ale była na swój sposób bezprecedensowa…

PD: Takiej historii, jak ta Krzyśka Piątka, nie pamiętają sami Włosi. Gdy byliśmy w redakcji La Gazzetta dello Sport tamtejsi dziennikarze nie byli sobie w stanie przypomnieć czegoś podobnego. Chłopak kompletnie znikąd, który walczy o tytuł Capocannoniere, strzela niemal w każdym meczu i na koniec sezonu wyprzedza w tej klasyfikacji Cristiano Ronaldo. Włoscy dziennikarze narzekali, że nie mieli już pomysłów na kolejne artykuły o Piątku, ale kibice chcieli o nim czytać, więc nie mieli wyjścia. Nigdy żaden Polak nie zdominował tak czołówek włoskich gazet. To było tylko „pięć minut” i nikt już we Włoszech za Krzyśkiem nie tęskni, ale tak intensywnych pięciu minut nie miał nikt.

DD: W swojej książce piszecie również o włoskich stadionach, które w wielu przypadkach nie należą do ozdób Serie A. Niegdyś neapolitańskie San Paolo zostało złośliwie porównane do… kibla. Jak z waszej perspektywy to wygląda? Czy macie swój ulubiony stadion w Italii? A który obiekt zaś może poszczycić się najlepszą widownią w trakcie rozgrywek?

DG: Nie ma co się czarować, poza kilkoma wyjątkami włoskie stadiony pod względem stanu technicznego nie odbiegają zbyt mocno od rzymskiego koloseum. Juventus, Udinese czy Frosinone w ostatnich latach zbudowały nowoczesne obiekty, ale na tym ta lista się kończy. W trakcie transmisji staramy się już obracać to w żart, bo co można powiedzieć, gdy rozegranie meczu stoi pod znakiem zapytania przez to, że deszcz naruszył konstrukcję obiektu, a na środku murawy jest wielkie jezioro? Ale jednego tym obiektom nie można odmówić – mają duszę. Gdy słyszymy, że za kilka lat legendarne San Siro zostanie zburzone, by zrobić miejsce nowej konstrukcji, jest nam trochę żal. Nigdzie doping prawie 80 tysięcy kibiców nie robi takiego wrażenia. Z drugiej strony mamy świadomość, że pod tym względem Serie A jest daleko za pozostałymi ligami i coś musi się zmienić. Inaczej te stadiony po prostu się zawalą.

DD: Delfiny w basenie, świnie w mieszkaniu, balangi do białego rana, życie jak w Madrycie… Jak brzmi najzabawniejsza anegdota jaką usłyszeliście o piłkarzach grających w Serie A, która doskonale oddaje specyficzny, niekiedy groteskowy, charakter tej ligi?

PD: Trudno wybrać tę najlepszą. Jest wiele historii, które znamy, ale nie wypada dzielić się nimi publicznie. Nie chcemy też robić spoilerów tym, którzy sięgną po naszą książkę. Możemy tylko zapewnić, że piłkarze potrafią się bawić, szczególnie we Włoszech. Szokujące było dla nas to, co opowiedział nam Bartosz Salamon. Jeszcze kilka lat temu we włoskiej prasie funkcjonowała rubryka, która opisywała nocne harce włoskich piłkarzy w mediolańskich klubach. Korespondent gazety czekał pod dyskoteką i relacjonował, kto się pojawił, o której wrócił do hotelu, w jakim stanie i w czyim towarzystwie. Włoscy kibice ponoć uwielbiali o tym czytać, a dla samych piłkarzy w szatni też była to świetna rozrywka. To idealnie obrazuje, jakim statusem cieszą się we Włoszech piłkarze.

DD: Jesteście dziś jednym z bardziej rozpoznawalnych i lubianych duetów komentatorskich w kraju. Jak doszło do współpracy między wami? Jak tworzy się wspólnie narrację podczas komentowania spotkań na żywo?

PD: Szczerze mówiąc było to dzieło przypadku, gdy nasz szef Patryk Mirosławski uznał, że chciałby mieć stałe duety komentatorów. Obaj komentowaliśmy mecze Serie A już w Orange Sport, więc naturalnie zostaliśmy połączeni. Następnie pojawił się pomysł na wspólny podcast o Serie A, a także na napisanie razem książki.

DG: Poza tym po wspólnym skomentowaniu kilkuset meczów łatwiej jest prowadzić meczową narrację. Intuicyjnie wiemy już, kiedy robimy pauzy, jak reagujemy na bramki, nie wchodzimy sobie w słowo. Można to porównać do tego, o czym mówił Wojtek Szczęsny w naszej książce. Łatwiej mu się gra, gdy na środku obrony Juventusu występuje para Bonucci – Chiellini, z którą współpracuje najczęściej. Wtedy wie, czego się po nich spodziewać, jak ich motywować, jak każdy z nich reaguje na określone sytuacje. To niesamowicie pomaga.