Włochy i Polska z przymrużeniem oka, poradnik przetrwania: maniery przy stole i anarchia za kółkiem!

0
34448

Prawdą jest, że Włosi i Polacy czują do siebie pewną fatalną słabość, przez którą czasem zmuszeni jesteśmy do pokonywania trudności, aby żyć razem. Różnimy się, chociaż dość łatwo jest odnaleźć niezliczone pokrewieństwa, z których jesteśmy mniej lub bardziej zadowoleni. Chylimy jednak czoła i chcemy, wzorem Polaków, być pragmatyczni oraz konkretni i zasugerować pewne reguły przetrwania, które mogłyby pomóc w relacjach między Włochami a Polakami. Naturalnie mówimy tu o banalnych sterotypach, którym starają się zaprzeczyć zarówno zwłoszczeni Polacy, jak i spolszczeni Włosi.

Nieporozumienia często wynikają z różnych rytmów życia. Włoch budzi się rano i po omacku, jeszcze psychicznie nieaktywny, przemierza dom, żeby poczuć zapach kawy. Następnie chwyta się filiżanki i delektuje się kawą, jakby miał do czynienia z magicznym napojem bogów, bez którego nie ma możliwości stawić czoła dniu pełnemu pracy. A gdy on zachwyca się tym czarnym nektarem, w najgorszym wypadku zdegradowanym do postaci cappuccino, mocząc w nim ciastka lub croissanty, wyobraźmy sobie u jego boku jego hipotetyczną dziewczynę Polkę, która na śniadanie jada ciemny chleb, pokrojony w plasterki ser, nie gardząc pomidorami lub, co gorsza, kiszonym ogórkiem. [cml_media_alt id='111853']Giorgi - Una guida semiseria. (3)[/cml_media_alt]A do tego wszystkiego jeszcze jakiś mętny, kawopodobny produkt, którego nazwy nawet nie chcę znać! Nie chcąc od samego rana zakłócać równowagi w związku, Włoch unikać będzie kontaktu zarówno wzrokowego, jak i węchowego, aby nie drażnić swego delikatnego żołądka, a Polka nie będzie nawet patrzeć na to marne śniadanie, złożone z kawy i ciasteczek po to, by po godzince, kiedy Włoch powoli zacznie odczuwać głód, wytknąć mu, że takie śniadanie nie wystarcza. Pozostając w temacie jedzenia, jednym z nieporozumień natury makroskopijnej – który i w moim życiu prywatnym prowadzi do temperamentych kłótni – dotyczy kolacji. Najpierw trzeba ujarzmić polskich gości, uświadamiając im, że kolacja NIE zaczyna się przed 20.00, a potem mieć nadzieję, że nie przyjdą już najedzeni, po kolacji w domu o 18.00… W ten sposób dochodzimy do problemów związanych z zachowaniem przy stole. Dla Włochów oczywiste są pewne rytuały, które w trakcie kolacji celebrować trzeba, jak na przykład to, że aby wypełnić czas potrzebny na przygotowanie pierwszego dania, można zjeść lekką przystawkę. I na tym etapie dozwolone jest zrezygnowanie z jedzenia i odejście od stołu, aby pooglądać dom. Jednak, gdy podaje się pierwsze danie, gorąco zalecamy wszystkim Polakom, aby zaczęli jeść natychmiast, bez zbędnych opóźnień. Makaron, risotto i inne pierwsze dania muszą być zjedzone ciepłe. Dla Włocha NIE do zaakceptowania jest, że z jakiegoś powodu opóźnicie moment jedzenia albo to, że powiecie np. „zjem za chwilę” i zajmiecie się czymś innym albo, co gorsza, odejdziecie od stołu! Kochani Polacy, Włoch nie cierpi anarchii przy stole, tak samo jak tego, gdy próbujecie czegoś słodkiego w trakcie kolacji, a gdy podaje się drugie danie, nie macie odwagi powiedzieć, że nie chciecie go jeść powołując się na teorię (skądinąd prawidłową), że na noc nie powinno się dużo jeść, bo w tym momencie mógłby nastąpić najprawdziwszy koniec świata. Wtedy Włoch podałby wam mnóstwo przykładów o tym, jak niezdrowa jest polska kuchnia, pełna tłuszczów, przegotowanych warzyw, pozbawionych już witamin i zbyt dużej ilości mięsa. Takim narodowym szaleństwem dla Włochów, którego obcokrajowcy czasem nie potrafią zrozumieć, jest to, że w trakcie jedzenia rozmawiamy o jedzeniu – co jedliśmy wczoraj lub co ugotujemy jutro. To w czystej postaci za duża dawka tematów kulinarnych, nie do zniesienia przez Polaków.

[cml_media_alt id='111852']Giorgi - Una guida semiseria. (2)[/cml_media_alt]Jednak o swoich rygorystycznych zasadach panujących przy stole Włosi zapominają, gdy tylko temat schodzi na ruch uliczny i to Polaków po prostu dobija. Motto, jakim można podsumować życie Włocha to: „wygrywaj, wybierając sposoby szybkie i wygodne”. A dla Włocha, nawet niepamiętającego o Jacku Kerouacu i jego “On the road”, ulica jest metaforą życia i tak ją traktuje, gdy siada za kółkiem. W ten sposób każde skrzyżowanie staje się wyzwaniem, które można wygrać, a każdy wjazd na rondo to walka o wybranie najkrótszej drogi między wjazdem a zjazdem, niebacząca na (piękne i dla Włocha kompletnie bezużyteczne) białe linie, które wyznaczając pasy na jezdni, mogą go tylko oddalić od mety. Polacy z kolei tak przestrzegają tych białych linii, jakby prowadzili pociąg po szynach. Dlatego temu, komu przyjdzie podróżować u boku Włocha, mogę tylko zaproponować, by podgłośnił radio i wyobraził sobie, że jest na jednej z ruchliwych ulic Bombaju (och, pardon, teraz już Mombaju) lub Neapolu, na której zaraz może pojawić się słoń lub trzy osoby bez kasków na jednym motorku, które zataranują wam drogę. Czasami aby nie drażnić naszego systemu nerwowego, najlepszym rozwiązaniem jest bowiem zaakceptowanie indywidualnego ZEN każdego z nas, zwłaszcza przy stole i za kółkiem, bo jak wiadomo z DNA się nie dyskutuje!