Spełnione marzenie niedoszłego studenta historii

0
74
foto: Simone Mutti

tłumaczenie pl: Magdalena Wrana

Jako że minęło już trochę lat, odkąd – dumny z bujnej czupryny z przedziałkiem na boku i grzywką – zasiadałem w ławach mojego ukochanego Liceum Klasycznego im. Marco Polo w Wenecji, mogę publicznie przyznać, że nie byłem wzorowym uczniem.

Nie byłem też jednak znowu zupełną porażką – powiedzmy, że plasowałem się na poziomie zbawiennej przeciętności. Zbawiennej w tym znaczeniu, że jako tako udawało mi się osiągnąć niezbędne minimum, aby ukończyć rok szkolny i przejść z klasy do klasy. Z włoskiego i geografii astronomicznej miałem przyzwoite oceny, z greki i łaciny zdawałem ledwo ledwo o włos, z matematyki i fizyki otrzymywałem niedostateczny, ale… – tak, jest jakieś zbawienne „ale” – z historii i filozofii szło mi dobrze. I z tej oto nieuchronnej przyczyny, kiedy dostałem 48/60 na maturze, zdając włoski i historię na ustnym, wróciłem do domu z triumfalną miną i obwieściłem, że zapiszę się na historię i filozofię na uniwersytecie. Reakcja była, delikatnie mówiąc, chłodna. „A co później zamierzasz po tym robić? Myślisz, że będziesz w stanie znaleźć pracę?”. Spędziłem więc lato szukając „przydatnego kierunku, który zapewniłby mi pracę”. Ostatecznie zdecydowałem się studiować prawo na najstarszym uniwersytecie na świecie: w Bolonii. Ów młody człowiek, którym kiedyś byłem, z dyplomem prawnika w kieszeni, po przeróżnych perypetiach zawodowych, w trakcie których był nawet zarządcą nieruchomości, skończył jako dziennikarz, bo jak wiadomo, jak to mówią we Włoszech, „zamiast pracować, lepiej być
dziennikarzem”. Jest to bardzo szczególny zawód, w którym trzeba mówić i pisać o wszystkim, nawet jeśli często nie wie się zbyt wiele na temat, którym się zajmuje.

Po takim wstępie wyobraźcie sobie reakcję niedoszłego studenta historii i filozofii, czyli mnie, na wieść o tym, że będę moderował Alessandra Barbero, wybitnego historyka, znakomitego popularyzatora, znaną osobowość telewizyjną, bohatera wspaniałych podcastów na najróżniejsze tematy historyczne, od takich, jak „Życie seksualne w średniowieczu” po „Kim był św. Franciszek”, od „Hitler nie chciał wojny?” po „Czerwone Brygady i sprawę Alda Moro”. Profesora historii, który potrafi zachwycić międzypokoleniową publiczność z najróżniejszych środowisk społecznych; postać, która ma rzesze fanów jak gwiazda rocka, spośród których zastępy osób deklarują się jako jego wasale i poświęcają mu strony w mediach społecznościowych.

foto: Simone Mutti

Niedoszły student historii rzucił się zażarcie w wir pracy, aby sprostać owemu oksymoronowi, kryjącemu się pod wyrażeniem „moderowanie Barbero”. Jak moderować rozlewającą się wartkim strumieniem rzekę wiedzy przekazywanej z niezwykłym patosem i pasją? Powiedzmy sobie szczerze, że w przypadku Alessandra Barbero najlepsze, co można zrobić, to przekazać mu mikrofon, wypowiadając jedynie cztery słowa: „proszę mówić, o czym Pan chce”.

Ale jestem dziennikarzem i etyka zawodowa wymaga ode mnie stawiania wszystkich na tym samym poziomie, bo w końcu wszyscy jesteśmy ludźmi – dokładnie w taki sposób, jak pewnego dnia kilka lat temu w Warszawie, kiedy przekroczyłem oszołomiony kordon bezpieczeństwa, aby zadać pytanie ówczesnemu Prezydentowi Republiki Włoskiej Giorgio Napolitano, który bez mrugnięcia okiem pozwolił na ów wywiad.

Jest to jedna z tych anegdot, które przyczyniają się do sławy tego zawodu i które przywodzą mi na myśl Humphreya Bogarta, który w filmie „Ostatni termin”, uruchamiając walce maszyny drukarskiej, zauważa: „To prasa, kochanie, prasa, i nic nie możesz na to poradzić”.

foto: Simone Mutti

I tak oto 25 maja jestem na scenie głównej Międzynarodowych Targów Książki w Warszawie, których gościem honorowym są Włochy. W plejadzie interesujących autorów w bogatym włoskim kalendarzu jednym z asów w rękawie jest z pewnością profesor
Barbero, który pojawia się punktualnie o 15.00 na scenie w towarzystwie Fabio Troisiego, dyrektora Włoskiego Instytutu Kultury, który podjął się ważnego zadania wprowadzenia naszego spotkania. Jako dobry dziennikarz przygotowałbym kilka pytań, ale zamiast tego zaczynam od pytania, jakie wrażenie wywarła na nim Warszawa w pełni swojego dynamicznego rozkwitu architektonicznego. Barbero odpowiada natychmiast, że w gruncie rzeczy stary Pałac Kultury wydaje mu się bardziej interesujący estetycznie niż nowe wieżowce, które go otaczają. W wypełnionej po brzegi sali setki osób biją brawo, a wtórują im inni zgromadzeni na zewnątrz, podczas gdy ci najzapobiegliwsi rozłożyli się na podłodze bezpośrednio przed sceną. Po kilku kolejnych refleksjach pytam go, czy ten zaskakujący międzypokoleniowy pociąg do historii nie wynika, poza oczywistymi zasługami popularyzatora, także z potrzeby współczesnego człowieka, aby nadać sens swojej egzystencji. Barbero podejmuje temat relacji między historią a narodami, przywołując te kraje, które czynią z historii narzędzie propagandy i tożsamości, aby wreszcie pomówić o współczesności, w której czasami istnieje niebezpieczeństwo zamknięcia się w bańce wiecznej teraźniejszości. Wprawna tłumaczka przekłada te wypowiedzi z włoskiego na polski, a ja zadaję pytania o szczególne relacje historyczne między Włochami a Polską, a następnie o definiowanie Włoch jako kontynentu kultur. Profesor odpowiada, oczarowując publiczność swoim sposobem opowiadania, który dosłownie sprawia, że kwestie, które wyjaśnia, przepływają przed oczami. Jest to narracja, której nigdy nie chciałbyś przerywać, ponieważ, gdy Barbero porusza ręką, swoim zwyczajowym gestem z góry na dół, wiesz, że twoja wiedza wzbogaca się o nowe pojęcia.

W tym momencie czuję się tak swobodnie, że pytam go o „koniec historii”, który miał symbolicznie nastąpić wraz z wkroczeniem wojsk Napoleona do Jeny po wygranej tamże bitwie w 1806 roku – teorii, która wyłoniła się z refleksji Hegla, Kojève’a i Fukuyamy. „No co ty, fakt, że historia mogłaby się skończyć jest tylko zabawną anegdotą. Złudzenie, że liberalne demokracje i powszechny kapitalizm wyczerpały możliwość społecznej konfrontacji między ludźmi, jest od dawna przestarzałe, jest ideą zrodzoną z naszego europocentrycznego sposobu patrzenia na historię”, ripostuje Barbero, któremu, gdy czas nieubłaganie ucieka, wciąż zdążam zadać pytanie: „Co napisze historyk za 50 lat, kiedy będzie musiał mówić o pierwszych 25 latach XXI wieku?”.

„Być może historycy nadadzą ogromne znaczenie pandemii Covid w 2020 roku, mówiąc, że był to początek ery wielkich epidemii. A może tak się nie stanie? Poza tym, czy za 100 lat historycy nadal będą pisać w naszych językach czy po chińsku? Kto wie! Na tę chwilę tu się zatrzymam z przewidywaniami. Dziękuję wszystkim!”, pozdrawia zgromadzonych Barbero, zanim dotrze do włoskiego stoiska i cierpliwie podpisze setki egzemplarzy książek zachwyconym czytelnikom, rozdając nieskończoną liczbę uśmiechów w równie nieskończonej liczbie selfie, na które zezwala.

Pełne nagranie wystąpienia Alessandro Barbero na Międzynarodowych Targach Książki w Warszawie jest dostępne TUTAJ.

foto: Simone Mutti