
tłumaczenie pl: Dagmara i Martyna Melosik
„Nie było innego wyjścia – musiałyśmy zostać piosenkarkami!”.
Tak zaczyna się wywiad z Dagmarą i Martyną Melosik, utalentowanymi, wspaniałymi, zabawnymi bliźniaczkami, autorkami muzyki i tekstów, laureatkami Nagrody Publiczności na Festiwalu w Opolu 2018. Muzyczne DNA odziedziczyły po rodzicach.
Nasz tata jest pianistą i dyrygentem, podobnie brat. Ten drugi przez 20 lat współpracował z Małgorzatą Ostrowską, legendą polskiego rocka. Starsza siostra jest altowiolistką, więc dla nas, od najmłodszych lat, przeznaczona była rola wokalistek.
Oni grali i prosili was, żebyście śpiewały?
Tak naprawdę prosili nas o to, żebyśmy były cicho, bo śpiewałyśmy non stop!
A czym się zajmuje wasza mama?
Mama z wykształcenia jest chemikiem, ale ma świetny słuch muzyczny. Rodzinna anegdota głosi, że jako nastolatka grywała na gitarze i śpiewała na Starym Rynku w Poznaniu. Nasz tata ją tam zauważył, zapamiętał jej imię i nazwę ulicy, przy której mieszkała a potem, pukając od drzwi do drzwi, odnalazł ją i poślubił.
Co za wspaniała historia! To znaczy, że śpiew był waszym przeznaczeniem!
Chyba tak, choć nasi rodzice ostrzegli nas także przed cieniami tego zawodu. Z tego powodu zamiast wykształcenia muzycznego zdecydowałyśmy się na studiowanie filologii włoskiej na poznańskim UAM, a po zwycięstwie Martyny w Fabryce Gwiazd i przeprowadzce do Warszawy kontynuowałyśmy studia na UW.
Martyna wygrała sama?
Tak, taki był format Fabryki Gwiazd, talent-show telewizji Polsat. Duety nie były dopuszczane. Ale praktycznie od razu po moim zwycięstwie wróciłyśmy do występowania razem. Ten sukces miał wpływ na nasze życie nie tylko ze względu na przeprowadzkę do Warszawy, ale także na to, że zaczęłyśmy tworzyć własne piosenki.

Jesteście bliźniaczkami, ale różnicie się? To znaczy macie inne gusty i tonacje?
Dagmara od dziecka udawała śpiewaczki operowe, dlatego śpiewa wyższe dźwięki, ja niższe. Ona uwielbiała Edytę Górniak, ja Michael Jacksona. Słuchając niektórych starych nagrań zdarza się jednak, że same mamy wątpliwości, czyj głos słychać. Jeśli chodzi o wygląd fizyczny znalazłyśmy wyjście: ścięłam włosy, żeby nie dało się nas pomylić.
Z chłopakami też nie ma żadnych problemów?
Na szczęście nie! Raz zdarzyło się, że zakochałyśmy się w tym samym chłopaku i to była katastrofa.
A Włochy?
Wybór filologii włoskiej był dość przypadkowy. Chciałyśmy studiować coś, co w razie potrzeby rzucenia studiów na rzecz kariery muzycznej dałoby nam jakąś praktyczną wiedzę, więc medycyna odpadała… Potem jednak zakochałyśmy się we Włoszech, nie mówiąc o tym, że dla piosenkarek znajomość tego języka jest niemalże obowiązkowa!

W jaki sposób Włochy są obecne w waszym życiu?
Erasmus, spędzony razem w Bolonii, dał nam naprawdę dużo. Przestałam się tak stresować, nauczyłam się cieszyć przerwami między zajęciami, odkryłam, że życie to także, a może przede wszystkim to, co dzieje się pomiędzy różnymi obowiązkami, na przykład pogaduszki przy kawie czy dobrym posiłku. To doświadczenie sprawiło, że nabrałyśmy dobrego zwyczaju podróżowania do Włoch przynajmniej raz w roku w odwiedziny do przyjaciół w Rzymie, Bolonii i Florencji. No i powiedzmy sobie szczerze, Włochy nigdy się nie nudzą.
Dla mnie była to także szkoła kulinarna. Odkryłam, jak wielką wagę Włosi przykładają do jedzenia. W Bolonii mieszkałyśmy razem z innymi studentami i zakupy robiliśmy na zmianę raz w tygodniu. Kiedy przyszła moja kolej kupiłam niezbędne produkty nie zwracając uwagi na producenta czy jakość. Mój młodziutki współlokator, rzymianin, miał wtedy może 18 lat, zrobił mi pogadankę o tym, że „jesteśmy tym, co jemy”, że musimy szanować nasze organizmy i jeść produkty tylko dobrej jakości. Po tej rozmowie mój sposób żywienia zmienił się na zawsze.
Wróćmy do muzyki…
W muzyce też mamy lepsze porozumienie z Włochami. Jako nastolatki grałyśmy na klarnecie (Dagmara) i saksofonie (Martyna) w Młodzieżowej Orkiestrze Dętej gminy Tarnowo Podgórne, która swoje gminy partnerskie miała w Niemczech i we włoskim Rosate. Podczas wspólnych koncertów Polacy zawsze lepiej bawili się z Włochami. Po sukcesie Martyny w Fabryce Gwiazd zaczęłyśmy współpracę z Pawłem „Józkiem” Jóźwickim z wytwórni Jazzboy, która wprowadziła na polski rynek muzyczny m.in. Anię Dąbrowską. Tak zaczęła się nasza znajomość z Anią, do dziś pracujemy z nią jako chórzystki i współautorki tekstów. Po zdobyciu Nagrody Publiczności w Opolu z naszą piosenką Batumi postanowiłyśmy wziąć się na poważnie za pisanie autorskiej muzyki i tekstów. Nasza pierwsza płyta „Znam na pamięć dalszy ciąg” wyszła w 2022 roku.
Jak można nazwać rodzaj muzyki, którą proponujecie?
Można powiedzieć, że o ile nasz pierwszy album jest w stylu country-pop, o tyle drugi, który ukaże się w tym roku, będzie zdecydowanie bardziej pop. Bardzo lubimy śpiewać w trzy lub czterogłosie, dlatego w skład naszego zespołu wchodzi też nasz brat i czasami starsza siostra.
A wy jakiej muzyki słuchacie?
Powiem prawdę… słucham tego, czego słuchało się w domu rodzinnym, czyli głównie muzyki klasycznej. Obie mamy obsesję na punkcie Chopina. Ale oczywiście słuchamy też popu. Jeśli chodzi o włoskich artystów, bardzo cenię Gianmarię Testę i Simona Cristicchi.
Dlaczego Polska, kraj z niezwykłą tradycją muzyczną, odnosi tak mało sukcesów na Eurowizji?
Bo nie wzięli naszej piosenki! Być może problem tkwi w wyborze zgłaszanego kawałka. Za bardzo skupia się na tym, żeby miał szansę spodobać się wszystkim, w ten sposób skazując się na wybór czegoś mało oryginalnego. Naszym zdaniem to zła taktyka. Trzeba zawsze być sobą.
