Pocałunek przy Barbakanie

0
1274

(tłum. Katarzyna Kurkowska)

Zamykam oczy w nareszcie ciepłej, sierpniowej Warszawie, rozciągnięty na trawie w cieniu murów Barbakanu. Wera zostawiła mnie tu, a sama poszła na rozmowę o pracę. W międzyczasie powinienem przestudiować notatki na temat historii tej renesansowej fortecy, która zaledwie po kilku latach stała się przestarzała, a to za sprawą szybkiej ewolucji artylerii. Ale tu, w cieniu, jest mi tak przyjemnie, czuć powiew świeżego powietrza, notatki mogą poczekać, w końcu Barbakan nigdzie się stąd nie rusza. W oddali słychać dźwięki akordeonu muzyka, który zwykle gra na rogu ulicy Freta. Przewodniczka wyjaśnia po francusku, że około 1500 roku pewien włoski architekt zaprojektował ten bastion. Ale jak to ‘pewien włoski architekt’?Czyżby pani przewodnik nie doczytała notatek? To był Jan Baptysta Wenecjanin! Mam wrażenie jakbym widział go w renesansowych szatach, odmierzającego i badającego materiały. Tymczasem końskie kopyta uderzają o kocie łby, ciągnąc dorożki z turystami, które przejeżdżają przez Barbakan, aby wjechać na stare miasto. To samo miasto, które Bernardo Bellotto malował i pokazywał Stanisławowi Poniatowskiemu w czasie włoskich kolacji, organizowanych przez króla raz na tydzień. Ale oto nadjeżdża kolejna dorożka, tym razem w przeciwnym kierunku, zbliża się do Barbakanu. Któż może być w jej wnętrzu? Czarny trikorn i płaszcz, czyżby Casanova? Dorożka zatrzymuje się w samym środku wieży Barbakanu. Woźnica mamrocze coś w kierunku eleganckich pasażerów. On w trikornie i płaszczu, ona – w fiołkoworóżowej sukni. Jak nakazuje etykieta, rycerz wysiada pierwszy i oferuje jej swoje ramię. Następnie ruszają pieszo, podążając wzdłuż półkolistych murów.

“Oj, muszę trzymać się na baczności, jestem w towarzystwie Włocha,” żartuje przekornie promienne dziewczę.

“A czemuż to, łaskawa Pani? Jestem Wenecjaninem, a w naszym mieście znamy dobre maniery”, odpowiada elegancki rycerz.

“Mówi się, jakoby Włosi szybko skracali dystans dzielący ich od kobiety, a ja już czuję uścisk Pana ramienia”.

“Zatem zagrajmy w grę, a pokażę Pani, że dzieje się zupełnie na odwrót”, ripostuje natychmiast młody Casanova, cofając rękę, którą trzymał dziewczynę.

“Jaką grę? Jestem ciekawa!”.

On patrzy na nią z poważną twarzą: “Zadam pięć pytań, przy każdej prawidłowej odpowiedzi wycofam się o krok oddalając się od Pani, przy każdej błędnej odpowiedzi, moja droga damo, będzie Pani musiała oprzeć jedną z części swojego ciała na moim”.

Dziewczyna jest dumna i nie chciałaby wyjść na zlęknioną czy nieobytą w świecie: “Dobrze, proszę rozpocząć grę!”

Mężczyzna zdejmuje trikorn:”Jak głęboka jest fosa, która okrąża te mury?”.

“O, mój panie, proszę wiedzieć, że jako prawdziwa dama nad matematykę przedkładałam inne sztuki. Może 10 metrów?”

Rycerz uśmiechając się mówi: “W rzeczywistości 15 metrów. Powinna Pani dotknąć mnie jakąś częścią swojego ciała, ale jeśli Pani zechce – zagramy w inną grę”.

Dziewczyna patrzy mu prosto w oczy, opiera prawą stopę na lewej swojego konkurenta i mówi: “Trochę rozrywki nie zaszkodzi.”

Tak więc rycerz kontynuuje: “Domyślam się, że Pani ubranie jest z jedwabiu. Wzdłuż jakich szlaków dotarła do Warszawy ta najdelikatniejsza z tkanin?”

Dziewczyna mówi bez wahania: “Na pewno pochodzi z egzotycznych miejsc, których ze względu na mój młody wiek nie znam jeszcze, mimo że pragnę odkryć je jak najszybciej”, a jej prawa dłoń układa się na lewym biodrze rycerza.

“Z jakiego powodu takie damy jak Pani stoją po prawicy rycerzy?”.

Dziewczyna łapie się lewą dłonią boku rycerza i odpowiada: “Może po to, aby mężczyzna mógł damę lepiej chwycić!”

Rycerz czuje, że to nie on prowadzi tę grę. “Tak naprawdę to dlatego, że po lewej nosimy szpadę, która w razie potrzeby musi zostać bez przeszkód obnażona”.

“A czwarte pytanie?”, przerywa mu dziewczyna, która z jedną stopą postawioną wyżej, a drugą niżej potrzebuje odzyskać swoją równowagę.

“Jeśli będzie mi jeszcze dane spacerować z jaśnie panienką, zaprowadzę Panią do Łazienek, najpiękniejszego parku w Pani Warszawie. Kto go zaprojektował?”

Dziewczyna zaciska uchwyt dłoni na bokach rycerza i podnosi również lewą stopę. Teraz, z niewielkiej odległości, stwierdza: “Tego akurat naprawdę nie wiem! Chciałabym, aby Pan, z łaski swojej, zabrał mnie tam jak najszybciej i wyjaśnił całą historię.”

To właśnie w takich momentach widać, czy mężczyzna jest prawdziwym rycerzem i tak oto, ciesząc się niezmiennie bliskością i delektując się jeszcze bliższym kontaktem z tym uosobieniem kobiecości, dżentelmen oferuje jej pytanie ratunkowe: “Mówiąc o dobrych manierach, opowiadałem Pani o nas, Wenecjanach, jacy jesteśmy światowi i jak dobrze je znamy. Dlatego teraz powie mi Pani z łatwością z jakiego miasta pochodził Jan Baptysta, który zaprojektował ten wasz Barbakan.”

Dziewczyna potrząsa lekko głową i bierze głęboki oddech. “Dobre maniery nie są z pewnością cechą wymaganą u kogoś, kto projektuje wojenną konstrukcję, mającą bronić nas przed atakami najeźdźców… Zatem nie był to Wenecjanin”.

Delikatny zapach, który unosił się z szyi dziewczyny odurzał dżentelmena, wydaje mi się, że ja też go czuję. Dystans się skraca, dotykają się już ponad czterema częściami ciała, a oto wargi miękkie niczym róża dotykają ust rycerza. Jest to najbardziej przewidywalny, a zarazem niespodziewany pocałunek, jaki można sobie wyobrazić. Ja też go czuję na swoich ustach.

“No ładnie, to taki jesteś?” słyszę urażony głos. Nic nie rozumiem. W moim umyśle dżentelmen i dama nadal delikatnie się całują. “Z zamkniętymi oczami całujesz każdego, kto się zbliży?” Otwieram oczy, obok mnie jest Wera. “Co mówisz? Co się dzieje?” mamroczę. “Zobaczyłam cię tu z rozanielonym wzrokiem, podeszłam bliżej, oparłam swoją pierś na twojej, później usta. A ty, jak gdyby nigdy nic, pocałowałeś mnie!!! Skąd wiedziałeś, że to ja? A gdyby to była jakaś inna?”

“Ależ Wera! Rozpoznałem twój zapach, sposób, w jaki się o mnie opierasz, twoje usta. Jestem weneckim dżentelmenem, czyż umiałbym ci odmówić pocałunku?”