Kiedy ponad stu młodych i tych już nieco starszych Włochów, Polaków, Hiszpanów, Francuzów, Chilijczyków oraz wiele osób innej narodowości, ubranych w różnobarwne koszulki i spodenki, zebrało się na boisku ChKS Łódź i odśpiewało Mazurka Dąbrowskiego i Fratelli d’Italia, niektórzy z nich dostali z tego powodu gęsiej skórki. Bowiem w czasach, w których przyszło nam żyć, szczególnie ostatnio niezbyt radosnych, rzadko się zdarza poczuć taką autentyczną atmosferę przyjaźni i braterstwa. Dzięki turniejowi Piłki Nożnej Włochów w Polsce można było poczuć te pozytywne wibracje.
Czwarta edycja turnieju odbyła się w weekend 17-18 czerwca w Łodzi, czyli tam, gdzie się narodził. Organizatorzy zawodów to jak zwykle Amedeo Piovesan, Marco Mannetta i Sebastiano Giorgi, wspierani przez sponsorów. Patronem turnieju zostały Ambasada Republiki Włoskiej w Polsce oraz Gazzetta Italia.
Dopingowani przez około setkę osób, wśród których były żony, narzeczone, dzieci i przyjaciele, zostali uwiecznieni z pietyzmem przez kamery programu „Dzień dobry TVN”, którego realizatorzy przyjechali specjalnie na tę okazję do Łodzi. Osiem drużyn z dumą i wielkim zapałem stanęło w szranki, aby zdobyć Trofeum, a ich wolę walki podgrzewał fakt, że wspomniano o nich na łamach samej Gazzetta dello Sport!
Losowanie grup zostało powierzone dwóm małym fanom i przyniosło podział na dwie zrównoważone grupy. W grupie A z kompletem punktów turniej zakończyła drużyna „Calcio e Birra Cracovia”, potwierdzając tym samym, że jest solidną firmą. W zażartych derbach małopolski pokonała rywala zza miedzy – Atletico Cracovia, zawdzięczające swoją nazwę Hiszpanom od tiki taki występującym w jego barwach.
Tuż za nimi uplasowała się Łódź, następnie godni pochwały chłopcy z Trójmiasta, którzy cały turniej grali w siedmiu bez rezerwowych, a na domiar złego już po pierwszym meczu stracili z powodu kontuzji bramkarza i musieli wypożyczać na kolejne spotkania bramkarza od innej drużyny.
Z kolei w grupie B na czele stawki znajdowała się drużyna z Poznania, aż do momentu kiedy miała zmierzyć się z odwiecznym rywalem – A.C. Wawa.
W tak zwanych derbach „elegancji”, bo jak się wydaje obie drużyny zaprezentowały się w najbardziej stylowych koszulkach, niespodziankę sprawili warszawiacy. Warszawiacy, którzy na kilka dni przed zawodami naprędce musieli organizować drużynę, przyjechali do Łodzi głodni sukcesu i woli walki.
Po remisie z drużyną z Wrocławia, który był swoistym przytarciem w kolejnych meczach, nabrali rozpędu, wbili piąty bieg i pomimo ciężkich przepraw, kuksańców, kontuzji, a nawet podbitych oczu dotarli do finału.
W grupie B za Warszawą i Poznaniem uplasowały się Katowice ze swoim niezniszczalnym kapitanem-bomberem Erminio, który by uspokoić arbitrów i kibiców po swoich wybrykach, na i poza boiskiem, tłumaczył się tym, że następnego dnia ma urodziny i z tej okazji już na samą myśl staje się nerwowy… Co by nie mówić, drużyna z Katowic, wzmocniona dodatkowo dwójką torunian, zapisała się pięknie w tym turnieju z dwóch powodów. Po pierwsze jako najbardziej aktywna społeczność włoska w Polsce Katowice otrzymały nagrodę Gazzetta Italia. A drugi powód godny uwagi to to, że w drużynie tej wystąpił Stefano Meticci oraz jego dwóch nastoletnich synów Alberto i Lorenzo. Potwierdza się fakt, że te wspaniałe zawody nie tylko łączą zawodników z różnych narodów w jedną drużynę, lecz także mogą łączyć pokolenia. Co zaś dotyczy drużyny z Wrocławia, to po doskonałym pierwszym zremisowanym spotkaniu 1-1 z A.C. Wawa, drużyna zupełnie przygasła i zakończyła fazę grupową na czwartym miejscu. Jej nieco słabszą dyspozycję należy tłumaczyć faktem, że kapitan Fabio Cortese formował swą drużynę wśród klientów piwoszy w pubie Felicità.
Sobota nie skończyła się po czterech godzinach gry w piłkę! Nieugięci organizatorzy zarządzili rozgrywki ćwierćfinałowe, łącząc drużyny w następujący sposób: pierwsza z czwartą, druga z trzecią. Birra e Calcio Cracovia rozprawiła się 3-1 z drużyną z Wrocławia.
A.C. Wawa mając w swoich szeregach wielu kontuzjowanych, ale też dość długą ławkę rezerwowych, dzięki Bogu trafiła na jeszcze bardziej zdziesiątkowanych białozielonych z Trójmiasta, którzy po około 10 minutach dzielnej obrony załamali się pod naporem przeciwnika. W kolejnym spotkaniu ćwierćfinałowym doświadczony kolektyw z Poznania, w składzie starych wyjadaczy Tramma-Lucci-Manetta-Russo pokonał team z Łodzi, który grając przed własną publicznością, żonami i narzeczonymi, prawdopodobnie nie umiał sobie poradzić z emocjami.
Czwarty ćwierćfinał z udziałem Atletico Cracovia i Katowice okazał się być najbardziej spektakularny, spotkanie zakończyło się wynikiem 13-0! Tym samym dotrwaliśmy do godziny 8 wieczorem i w końcu dyrekcja zawodów wydała komendę “rozejść się”. Setka piłkarzy wróciła do swoich hoteli, gdzie po wielu godzinach twardej gry w piłkę w upale mogli się zregenerować. Zatem wszyscy udali się szybko do łóżek tak, by na drugi dzień być w pełni sił? Być może tak, ale raporty z tego wieczoru były sprzeczne, są świadkowie, którzy twierdzą, iż tamtego wieczoru na najbardziej znanej z ulic w mieście, Piotrkowskiej, do późnych godzin nocnych językiem dominującym miał być italiano.
Na szczęście w niedzielę rozpoczęliśmy o 15.00. Po prawej stronie tabeli zostały umieszczone pary półfinałowe walczące o pierwsze cztery miejsca w turnieju (Birra e Calcio Cracovia – Poznań, Atletico Cracovia – A.C. Wawa. W drugiej części tabeli zostały rozstawione pozostałe zespoły walczące o kolejne miejsca.
W przedmeczowych rozmowach krążyły liczne opinie wśród bukmacherów, którzy niemal za pewnik przyjmowali, że w finale dojdzie do derbów Małopolski, po tym jak w ćwierćfinale Atletico Cracovia wygrało 13-0. Nic z tego, bo ich plany pokrzyżował Mister Giorgiola, trener A.C. Wawa. Trzema niemalże diabelskimi posunięciami zdołał zmienić z góry ustalone losy turnieju:
1) Grając w sobotę wszystkie mecze bez Giovanniego Genco, który wówczas bawił się na ślubie, pozwolił uwierzyć rywalom, że już nie wystąpi w zawodach. Tymczasem trener ściąga go pośpiesznie wypasionym samochodem z przyciemnianymi szybami w niedzielę rano z Warszawy na pół godziny przed spotkaniem półfinałowym.
2) Następnie zamaskował twarz napastnika Long Johna Jeremy, malując jego drugie oko na wzór tego podbitego dzień wcześniej, co miało zmylić obrońcę Atletico De Floriana , by ten nie wiedział w które ma uderzyć.
3) W końcu posłał do gry Masimo “Niebieską Grzywę” Pola, a ten, jak na prawdziwego Sardyńczyka przystało, potrafi mówić dialektem bardzo zbliżonym do języka katalońskiego, przez co wprowadzał zamieszanie w szeregach Hiszpanów z Atletico, tym bardziej, że „Niebieska Grzywa” nie milknie nawet wtedy, kiedy pływa.
I tak oto m.in. dzięki tym fortelom mecz zakończył się wynikiem A.C. Wawa – Atletico Cracovia 5-1! W drugim półfinale gra była ostra jak brzytwa, w końcu to rewanż za finał z poprzedniej edycji Turnieju. Drużyna z Poznania oparła swoją grę na popisowych zagraniach Trammy, który po minięciu kilkunastu rywali został ścięty równo z trawą tuż przed polem karnym. Poznań napierał, ale nie był w stanie przebić się przez twardą jak granit obronę aktualnych mistrzów z Krakowa, którzy po jednej z kontr zdobyli gola na wagę zwycięstwa. O losach finałowego spotkania pomiędzy Birra e Calcio Cracovia i A.C. Wawa decyduje jeden epizod. W pierwszych 10 minutach tego spotkania Warszawa stworzyła sobie z kontry trzy stuprocentowe okazje do zdobycia gola. Jednego z nich uratował krakowski bramkarz po niesamowitej paradzie wybijając piłkę, która otarła się jeszcze o spojenie słupka z poprzeczką. Z kolei szybkie wybicie piłki zaskoczyło drużynę z Warszawy, w konsekwencji czego straciła bramkę. Kraków grał niemalże z pamięci, zamykając każdy kawałek pola, Warszawa jednak od czasu do czasu próbowała się odgryzać dość odważnie, ale przy okazji zostawiała miejsce na kontrataki przeciwników i tym sposobem po końcowym gwizdku widniał rezultat 3-0 dla Birra e Calcio Cracovia, więc zespół ten po raz drugi z rzędu został mistrzem turnieju. Czwarta edycja turnieju przeszła do historii, a przed jej zakończeniem przyznano nagrody. Roberto Trammie, zwanemu „chłopaczyskiem”, z Poznania przyznano nagrodę jako najlepszemu piłkarzowi, następnie młodziutkiemu Angelo Cherubiniemu jako najlepszemu bramkarzowi, natomiast Gabriele Arienti otrzymał nagrodę króla strzelców. Teraz czas na zastanowienie się i podjęcie decyzji, gdzie można rozegrać kolejną edycję turnieju. Ze względów geograficznych, ale i nie tylko, Łódź wydaje się być najlepszym miejscem, w którym zawody mogłyby być rozgrywane na stałe. Zżera nas również ciekawość, co też wymyślą gospodarze, aby uczcić piątą edycję zawodów. Na poprzednich imprezach zdarzyła się: piłka na lodzie w pierwszej edycji, w Poznaniu piłka przy żeberkach, w Warszawie piłka halowa, a ostatnia edycja to piłka z perspektywy dronów. Kto wie, może następnym razem piłka w kostiumach?