tłum. Konrad Pustułka
Pani Justyna jest dowodem na to, że marzenia się spełniają. Marzyła o „wielkim mieście“ i w wieku 20 lat osiadła w Rzymie, gdzie rozpoczęła się jej zawrotna kariera w świecie fotografii, mody i reklamy. Nie od razu, najpierw porzuciła dla pasji tzw. „pewną posadę“ w Ambasadzie RP. Szalona? Być może. Uparta i zdeterminowana? Na pewno. Zaczęła od zera i osiagnęła duży sukces. Dziś Pani Pawłowska jest znaną osobistością i cenionym wykładowcą (uczy Fotografii Mody, Fashion Forecasting i Cool Hunting w rzymskiej Accademia del Lusso), a na swoim koncie ma m. in. współpracę z Augusto Vespasianim, designerem, Erykah Badu, znaną piosenkarką oraz prace dla Comune di Roma, Agipu
Agenzia Generale Italiana Petrolio) oraz w?oskiej sieci sklepów Fiorucci. Dla Gazzetta Italia artystka udzieli?a wywiadu online… z Pary?a; mimo nat?oku pracy znalaz?a czas, by opowiedzie? nam o sobie i swoich planach na przysz?o??.
Gdzie się Pani wychowała i kiedy zrodziła się u Pani fotograficzna pasja?
Urodziłam się w Kielcach, wychowałam się w Skarżysku-Kamiennej, które zawsze wydawało mi się trochę za „ciasne”. Już jako nastolatka marzyłam o życiu w „wielkim mieście”, o podróżach po świecie.
I marzenie się spełniło, przeprowadziła się Pani do Rzymu w wieku 20 lat. Jak wyglądały Pani pierwsze kroki w Wiecznym Mieście?
Wybór Rzymu nie był przypadkowy, nie byłam zbytnio zafascynowana Włochami, ale w latach 90-tych był to jeden z niewielu krajów, do którego można było wjechać bez problemów. Jestem „kroplą” fali emigracji zarobkowej. Przyjechałam na tzw. wakacje, chciałam znaleźć pracę sezonową i wrócić, ale bardzo szybko zdałam sobie sprawę, że nie jest to takie łatwe, kiedy się nie zna języka. Z czasem znalazłam pierwszą pracę, zapisałam sie na kursy językowe, zawarłam pierwsze przyjaźnie. Mijały miesiące i kiedy przyszło mi wracać, zdałam sobie sprawę, że Rzym to jest właśnie moje wymarzone w dzieciństwie „wielkie miasto”! Fotografia natomiast pojawiła się w moim życiu dość późno, pierwszy aparat kupiłam jak mialam 23 lata, oczywiście zaraz potem zdałam sobie sprawę, że jest to dla mnie coś więcej niż hobby i w wieku 27 lat postanowiłam zaryzykować, zostawiłam dobre, powiedziałabym bardzo dobre miejsce pracy i zaczęłam 3-letnie studia w Scuola Romana di Fotografia. Resztę już znacie.
W jakim typie fotografii wyspecjalizowała się Pani w tej szkole?
Moja specjalizacja to „fashion & advertising photography”, ale moją najwiekszą pasją jest portret, któremu poświęcam coraz więcej czasu. Modne ciuchy to tylko okazja do zrobienia dobrego, kreatywnego portretu.
Z jakich projektów jest Pani najbardziej dumna?
Oczywiście, z moich prac osobistych. Gdy pracuję na zlecenia nie mam wolnego pola do popisu, klient lub agencja reklamowa decydują prawie o wszystkim. Tylko projekty osobiste pozwalają mi ująć moją wizję świata. Najwięcej satysfakcji dał mi projekt NUDE, sesja haute couture z modelką i 4 kotami sfinksami, który otrzymał wiele nagród, m.in. został pokazany na Festiwalu Fotografii Mody w Cannes. Pamiętam tę sesję jako jedną z najbardziej stresujących: absolutna cisza w studiu, bardzo długie oczekiwanie z nadzieją, że koty zbliżą się samowolnie do modelki. Opłaciło się! Żadne ze zdjęć nie jest fotomontażem [śmieje się].
Nad czym obecnie Pani pracuje?
Robię jednocześnie wiele rzeczy: zlecenia komercyjne, jestem wykładowcą Fotografii Mody, Fashion Forecasting i Cool Hunting w Accademia del Lusso – jednej z rzymskich szkół mody i w wolnych chwilach przygotowuje mój projekt personalny, mając nadzieję, że znajdę czas, by ten nie został tylko pomysłem na kartce papieru….
Żaluje Pani, że dla fotografii zostawiła tzw. „pewne, stałe” miejsce pracy w Ambasadzie RP w Rzymie?
Wolny i do tego kreatywny zawód ma swoje dobre i złe strony, i czasami zdarza się, że żałuję – ale to tylko chwile. Gdybym mogła jeszcze raz zdecydować, powtórzyłabym mój wybór. Jestem osobą, która nie lubi rutyny; nie mówię, że nie ma jej w fotografii, jednak jest jej na pewno mniej niż w biurze.
Osiągnęła Pani w swoim zawodzie duży sukces. Jakie są w tym momencie Pani cele?
Kariera fotografa to jest mozolna praca i powolne wchodzenie po schodkach do góry. Gdy już osiągasz wyznaczony sobie cel, zaraz potem zdajesz sobie sprawę, że przed tobą jest jeszcze wiele pracy i zaczynasz od nowa. To nie jest tylko zawód, to jest styl życia, owszem, bardzo fascynujący, ale który nie pozwala ci na chwilę odpoczynku. Z wiekiem też priorytety się zmieniają, myślę o założeniu rodziny, a to w przypadku kobiet, jak dobrze wiecie, nie idzie w parze z karierą. Przede mna bardzo ciężki wybór.
Pracowała Pani również w innych krajach?
Często bywam w Hiszpanii na zlecenia, a teraz biorę pod uwagę oferty pracy na Bliskim Wschodzie. Zawsze fascynowały mnie kraje egzotyczne, no i teraz, kiedy zarobki są nawet większe niż te europejskie, są to kraje gdzie można pojechać nie tylko na wakacje.
Pani zdjęcia niekiedy przypominają obrazy, zawsze wyrażają emocje, absorbują. Jak opisałaby Pani swój styl?
Nigdy nie próbowałam opisać mojego stylu, wprost przeciwnie, myślę, że go wręcz nie posiadam. Z góry dziękuję tym, co myślą, że go mam. To jest dla mnie superkomplement!
Która z sesji fotograficznych zapadła Pani na długo w pamięć?
Praca dla Stretch Couture, a tak dokładniej dla Augusto Vespasianiego – rzymskiego genialnego projektanta haute couture, którego już niestety nie ma wśrod nas. Pamiętam jedno z naszych ostatnich spotkań i serię zdjęć z amerykańską gwiazdą soul, Erykah Badu, której nigdy nie zapomnę.