Artykuł został opublikowany w numerze 78 Gazzetty Italia (grudzień-styczeń 2019/2020)
Epoka powojennego boomu ekonomicznego (1958-1964) odcisnęła wyraźne piętno na historii Półwyspu Apenińskiego i jego mieszkańców; był to czas wszechobecnych nowości, wynalazków i wielkich rzeczy, ale też czas głębokich i burzliwych przemian społecznych objawiających się już na poziomie zachowań, obyczajów i kostiumów. Medium kinowe nie pozostało bynajmniej w tyle owego „spektakularnego zgiełku” – nie bez przyczyny mówi się właśnie o tym okresie jako „złotej erze” włoskiej kinematografii, obfitującej zarówno w dzieła o jawnym autorskim zabarwieniu (wystarczy pomyśleć o „Słodkim życiu” Federica Felliniego, „Rocco i jego braciach” Luchina Viscontiego czy „Przygodzie” Michelangelo Antonionego), jak i różnorodne filmy gatunkowe, które osiągnęły dziś status obrazów kultowych.
Jednym z gatunków, który zdaje się w pełni oddawać charakter owych szalonych, beztroskich i zarazem pełnych kontrastów czasów jest bez wątpienia commedia all’italiana (tłum. „komedia po włosku”). To właśnie twórcy owej „komedii” opowiadali z humorem i swadą o przepełnionych sprzecznościami perypetiach „italiano medio” (tzw. statystycznego Włocha). Perypetiach bezpośrednio związanych w dekadzie lat 60. z „cudem ekonomicznym” i wynikających z niego nowych potrzebach, marzeniach i fetyszach.
Operując zazwyczaj konwencją tragikomiczną (chwilami wręcz mocno satyryczną i groteskową), tacy reżyserzy jak Dino Risi, Pietro Germi, Vittorio de Sica (zapamiętany przez historię głównie jako „smutny neorealista”, a przecież autor wielu znanych i lubianych „komedii po włosku” z Sophią Loren i Marcello Mastroiannim w rolach głównych [np. nagrodzone Oscarem „Wczoraj, dziś i jutro” czy wyróżnione chociażby Złotym Globem „Małżeństwo po włosku”]), Alberto Lattuada, Mario Monicelli, Luigi Comencini, Steno, Nanni Loy czy Luciano Salce, byli w stanie postawić ważne i niezwykle trafne diagnozy społeczno-polityczne, które nawet współcześnie zdają się nie tracić na aktualności. Filmy wspomnianych reżyserów programowo stroniły od jednoznaczności na rzecz „emocjonalnego chiaroscuro” – motywacje jakże egocentrycznych, ale też po prostu „ludzkich” bohaterów „komedii po włosku” trudno oceniać tylko w pozytywnym bądź negatywnym świetle; bardzo często są oni „Potworami” (nawiązując do słynnego nowelowego dzieła Dina Risiego z 1963 roku), którym nie można jednak odmówić charyzmy, poczucia humoru czy wręcz odrobiny wdzięcznej naiwności. Jak słusznie zauważył jeden z mistrzów opisywanego gatunku, Mario Monicelli: „Komedia po włosku dotyka w sposób komiczny, zabawny, ironiczny i humorystyczny tematów, które są w istocie dramatyczne. To właśnie odróżnia włoską odmianę komedii od wszystkich innych komedii…”.
“Il Sorpasso” (polski tytuł “Fanfaron”, włoski zaś związany jest z czynnością wyprzedzania, co w kontekście dzieła będzie miało wymiar niemalże metaforyczny) uważane jest powszechnie za arcydzieło commedii all’italiana. Fabuła filmu Risiego koncentruje się na dość przypadkowej i osobliwej podróży dwóch bardzo różnych mężczyzn, przedstawicieli dwóch odmiennych sposobów widzenia świata. Bruno (Vittorio Gassman) to hedonistyczny i niekiedy prostacki cwaniak, młodszy od niego Roberto (Jean-Louis Trintignant) jest zaś nieśmiałym, małomównym studentem prawa. Pewnego dnia (a dokładnie w trakcie wolnego od pracy, upalnego Ferragosto, bardzo ważnego dla Włochów święta wypadającego w połowie sierpnia) ekstrawertyk staje się dla introwertyka kimś w rodzaju dantejskiego przewodnika po Italii doby boomu ekonomicznego.
Narracja w „Il sorpasso” sprawia wrażenie rozluźnionej, wręcz „wakacyjnej” – reżyser bardzo świadomie ogranicza przez większość dzieła przestrzeń na interakcję między bohaterami do jazdy samochodem (emblematu „cudu gospodarczego” i bodaj najważniejszego fetyszu epoki; w filmie widzimy piękny model auta Alfa Romeo Giulietta Sprint) i osadza swoją historię w gatunkowym road movie. Między wierszami tej „mobilnej opowieści” – w „pozornie niepozornych” obserwacjach, błyskotliwych dialogach o sprawach niekiedy wielce banalnych – jawi się dość okrutna prawda o duchowej kondycji zadufanego w sobie Belpaese. Risiemu udało się uchwycić (niemalże in flagranti) paradoks ówczesnej Italii myślącej dość życzeniowo i naiwnie o lepszej przyszłości w meandrach konsumpcji, ale wciąż zakorzenionej w zabobonach i ignorancji. Zmotoryzowana wędrówka służy nie tyle egzystencjalnym poszukiwaniom konkretnych postaci, ale stawia szerszą diagnozę na temat kształtującej się (dynamicznie i drastycznie) nowej tożsamości narodowej (nie bez przyczyny Pier Paolo Pasolini określił niespełna dwie dekady po wojnie konsumpcjonizm mianem „drugiego faszyzmu”). Choć tony komediowe zdają się początkowo w „Fanfaronie” niepodzielnie dominować, nas widzów zdaje się jednak nigdy nie opuszczać gorzki posmak – podobnie jak w „Słodkim życiu” Felliniego spektakl i zabawa stanowią cieszącą oko fasadę, za którą skrywa się niezwykła pustka. W ówczesnej rzeczywistości, coraz bardziej pozbawionej klasycznych ideałów i wartości, nie sposób nie zauważyć bolesnego „drugiego dna” (co najsilniej objawia się w zaskakującym finale dzieła Risiego).
Z dzisiejszej perspektywy trudno sobie wyobrazić, aby ikoniczną rolę Bruna Cortony odegrał ktoś inny niż Vittorio Gassman, jeden z najważniejszych aktorów w dziejach włoskiego kina en globe. Jednak pierwszym wyborem producentów był Alberto Sordi, ulubieniec włoskiej publiczności, zdecydowanie silniej kojarzony z gatunkiem komediowym i tzw. „rzymskością” (akcja dzieła Risiego rozpoczyna się właśnie w stolicy Włoch). Rolą Bruna w „Il Sorpasso” udało się Gassmanowi otworzyć nowy rozdział w bogatej filmografii – znany z wieloletniej współpracy w Hollywood amant (w latach 50. zagrał dwukrotnie u boku samej Liz Taylor!), stał się (obok cytowanego wyżej Sordiego, ale także Uga Tognazziego, Marcella Mastroianniego i Nina Manfrediego) jednym z filarów commedii all’italiana. W 1974 roku współpraca z Dino Risim przy „Zapachu kobiety” („Profumo di donna”) przyniosła dodatkowo Gassmanowi niezwykle prestiżowe wyróżnienie – nagrodę za najlepszą kreację męską na MFF w Cannes. Po dwóch dekadach w tę samą postać niewidomego, emerytowanego pułkownika (bohatera powieści Giovanniego Arpino, „Il buio e il miele” z 1969 roku) wcielił się z powodzeniem sam Al Pacino; to właśnie za tę rolę amerykański gwiazdor otrzymał w 1993 roku wymarzonego Oscara).
Choć w latach 60. wielu krytyków nie wliczało nazwiska Risiego do panteonu filmowych autorów, dziś bezsprzecznie i zasłużenie wpisano go do niego na stałe. Między euforią a melancholią, prowokacją i szyderstwem, reżyser nakreślił wielowymiarowy portret narodu na skraju egzystencjalnej przepaści. Na pograniczu realizmu i kreacji Risi tworzył nie filmy, a zwierciadła, w których minione pokolenia często „odrażających, brudnych i złych” Włochów mogły dostrzec swoją tragikomiczną przeszłość i spoglądać z oddali na jeszcze bardziej groteskową przyszłość.
Fanfaron (1962). Prod. Włochy, Reżyseria: Dino Risi
Scenariusz: Dino Risi, Ettore Scola, Ruggero Maccari
Główna obsada: Vittorio Gassman, Jean-Louis Trintignant, Catherine Spaak, Lucia Angiolillo
***
DOPÓKI JEST KINO, DOPÓTY JEST NADZIEJA to autorski cykl esejów poświęcony włoskiej kinematografii – jej kluczowym, ale również mniej znanym nurtom, dziełom, twórcom i twórczyniom – pióra Diany Dąbrowskiej, filmoznawczyni, organizatorki wielu imprez filmowych i festiwali, animatorki kultury i wieloletniej wykładowczyni Italianistyki na Uniwersytecie Łódzkim. Laureatka Nagrody Literackiej im. Leopolda Staffa (2018) za promocję kultury włoskiej ze szczególnym uwzględnieniem kina. W 2019 nominowana do Nagrody Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej w kategorii krytyka filmowa, zdobywczyni III miejsca w prestiżowym Konkursie o nagrodę im. Krzysztofa Mętraka dla młodych krytyków filmowych.