Michele Tomasini jest inżynierem mechanikiem. We wrześniu ubiegłego roku, po pięciu latach pracy, zwolnił się z FIATa. Następnie zapisał się na trwający osiem miesięcy kurs gotowania. Od razu po ukończeniu kursu rozpoczął swój projekt „Cookabike”. Wyruszył z Aviano i po przejechaniu 3000 km dotrze do Tallinna. Będzie się zatrzymywał w miastach europejskich i uczył kuchni włoskiej każdego, kto zaoferuje mu nocleg. Przerwy w podróży zaplanowano w głównych miastach Starego Kontynentu, czyli Wiedniu, Brnie, Krakowie, Warszawie, Rydze i Tallinnie oraz wielu innych. Ja gościłam go w Warszawie.
Po pierwsze, jak narodził się ten nietuzinkowy pomysł, aby jechać aż do Tallinna i gotować?
Chciałem pojechać w jakąś długą podróż a Tallinn to jedno z miast, które chciałem odwiedzić. Nigdy tam nie byłem. Chciałem zobaczyć Litwę, Estonię i Łotwę. Od zawsze ciekawiły mnie Ryga i Tallinn. Można powiedzieć à la Nanni Moretti: „coś jest, ale nie wiadomo co. Wydaje mi się, że jest tam coś do zobaczenia, zatem jedźmy tam.” A dlaczego Tallinn? Ot tak. A dlaczego na rowerze? Jakbym przyjechał na motorze, to nie przeprowadziłabyś ze mną wywiadu!
Racja! Porozmawiajmy o proponowanych przez Ciebie lekcjach gotowania. Menu jest stałe czy zmienne?
Robię to, o co proszą mnie ludzie. Przed wyjazdem nie miałem czasu, aby zamieścić wszystkie przepisy na mojej stronie www.cookabike.com. Jeśli ktoś nie ma żadnego pomysłu, to wtedy ja coś proponuję. Przedwczoraj w Kielcach przygotowałem lazanię. Ktoś chciał tagliatelle, więc sam zrobiłem makaron. Oprócz tego było też risotto i pizza.
Jakie nowe smaki odkryłeś podczas tej podróży?
Hmm…Trudne pytanie. Gotuję głównie na podstawie moich przepisów, więc nie poznałem zbyt wiele nowych smaków.
Czegoś nowego musiałeś spróbować!
Tak, pierogów ruskich w Polsce. Ale to nie jest tak, że odkryłem jakieś nieziemskie smaki. To nie są Chiny czy Indie. Te dania są w dużej mierze zgodne z naszym włoskim smakiem. Smakowały mi, ale…
A jeśli chodzi o alkohol?
Haha, o alkohol! Jeśli chodzi o alkohol w Polsce – to tak. Piwo z sokiem malinowym jest bardzo dziwne. A jedna z tutejszych dziewczyn doprawiła sałatkę sokiem malinowym! Zazwyczaj tak nie robicie, prawda? Natomiast na Słowacji spróbowałem swego rodzaju grappy z przyprawami, która była przepyszna. Wódkę znałem już wcześniej. Ale zaskoczyło mnie to, co przygotowujecie z jogurtu i przypraw. To mi smakowało i zaskoczyło mnie.
Nie brakuje Ci Włoch, prawda? Gdzie się nie zatrzymasz, trafiasz na przykład na włoską kawę, także taką przyrządzoną w kawiarce, wino Nero d’Avola, ser Grana Padano, ciasteczka cantucci czy nawet Aperol.
Tak, ale nie wszyscy mieli kawiarkę. Nie natrafiłem na Włochy i produkty włoskie tak jak u Ciebie – Ty masz zapas kawy na pół roku. Ale zaobserwowałem na przykład, że w Czechach wszyscy mają młynek do kawy i tak przygotowują kawę.
A czy to nie jest tak, że gdziekolwiek się nie zatrzymasz musisz spróbować wszystkiego, co domowe? „Spróbuj tego, bo to zrobiła moja babcia” albo „weź ten słoiczek dżemu i marynowanych grzybków zrobionych w domu”.
Często tak jest. Jak u Ciebie. W Bratysławie podarowano mi dżem, a ponadto grappę, nalewkę, ogórki konserwowe.
Prędzej czy później ta podróż się skończy. Co potem?
Non lo so. Sinceramente non ho nessuna idea di cosa succederà dopo. Spero di trovarmi bene a Tallin e di fermarmi un periodo là.
Jak Ci się podobała Warszawa?
Podobała. To były trzy zupełnie różne wieczory – różni ludzie, środowiska, styl życia. Przez trzy dni udało mi się zobaczyć trzy różne oblicza Warszawy. Wszystko nielogicznie zebrane do kupy. Jednego dnia byłem z Tobą, drugiego z innymi, a potem z jeszcze innymi. Zobaczymy, co się wydarzy.
Co Cię motywuje do tej akcji podróżniczo-kulinarnej?
Trudno odpowiedzieć na to pytanie, ale skoro to robię, to jakiś powód zawsze się znajdzie.