W zacisznym pokoju gmachu Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej, gdy przeprowadzam wywiad z prodziekanem Wydziału Architektury PW do spraw Nauki, profesorem Robertem Kunklem, wyłaniają się, poprzez opowieści i niezliczone świadectwa architektoniczne, niezwykłe związki, które łączą Polskę z Włochami. Za oknami wyłania się wyrastającą Warszawa, której nowe budynki często agresywnie pną się do nieba, zajmują zielone tereny i zasłaniają panoramę nie bacząc na plany urbanistyczne, prawdę mówiąc niespójne, i na miejsce w którym są wznoszone. „Tak, obecnie sytuacja nie jest za ciekawa, mamy tylko kilka przykładów dobrego budownictwa, gdyż za dużo jest niedociągnięć administracyjnych, które pozwalają, aby pewien rodzaj bezwzględnej architektury tworzył pewne kontrasty, czasem nawet absurdalne. Jeśli chodzi o dzieła architektoniczne, które powstały w ostatnich latach w Warszawie, to jest tam co najmniej kilka ciekawych budowli godnych uwagi. Nie udało się natomiast stworzyć żadnego kompletnego założenia urbanistycznego, ze względu na wciąż nie rozwiązaną kwestię własności gruntów przejętych po wojnie na własność państwa, a obecnie odzyskiwanych przez prawdziwych lub domniemanych potomków dawnych właścicieli. Jeśli naprawdę musiałbym wskazać budynek, który podoba mi się z tych ostatnio wybudowanych w Warszawie, to wybrałbym siedzibę Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego, bo dobrze wtapia się w kontekst architektoniczny i krajobraz miejsca, w którym została wzniesiona, a także mały biurowiec z szarej cegły przy drodze do Piaseczna zaprojektowany przez Magdę Staniszkis” opowiada Kunkel.
Całkowicie odmienna była specyfika Polskiej architektury pomiędzy XVI i XVIII wiekiem, kiedy to poszukiwanie piękna architektonicznego było ważną wartością dla zleceniodawców. Od XVI do XIX stulecia istniało w Polsce przekonanie, że prawdziwie dobrą architekturę tworzą wyłącznie Włosi. W konsekwencji czego liczni artyści włoscy przybywali do Polski, gdzie znajdowali zawsze chętnych zleceniodawców, nie tylko w kręgach dworu królewskiego i możnowładców, ale także bogatych mieszczan i kupców. Ciekawe, że nawet polscy budowniczowie w dawnych stuleciach przyjmowali włoskie imiona i przydomki, ponieważ słowo „Italus” przy nazwisku było gwarancją dobrej marki. Za przykładem króla i szlachty, którzy korzystali z usług architektów i włoskich rzemieślników – wystarczy pomyśleć o słynnych mistrzach budowlanych „Maestri comacini”, którzy stworzyli swego rodzaju „lombardzką mafię budowlaną” w Polsce – również polscy klienci, którzy mogli sobie na to pozwolić finansowo, starali się powierzyć wykonanie zleceń włoskim artystom.
„Prawie spazmatycznie poszukiwano włoskości, która nie zawsze jednak była poparta umiejętnościami pracowników. Ponieważ nie każdy mógł sobie pozwolić na najęcie najlepszych architektów z Włoch, czasami wystarczyło po prostu włoskie nazwisko, aby dostać zlecenie. W każdym razie” dodaje Robert Kunkel „bardziej liczyło się bycie Włochem niż rzeczywiste umiejętności projektowe i realizacyjne. Oczywiście nie neguję faktu, że od renesansu przybyło do Polski wielu zdolnych włoskich architektów, wśród których naturalnie wyróżnić można tych z późnego baroku i neoklasycyzmu, osobistości takie jak Merlini czy Corazzi, którzy w szczególności w Warszawie pozostawili po sobie niezatarte ślady swoich niewątpliwych umiejętności. Merlini zasłynął przede wszystkim dzięki Łazienkom Królewskim, a Corazzi, oprócz innych dzieł, z neoklasycznej fasady Teatru Wielkiego Opery Narodowej”.
Ten związek między polskimi klientami a włoskimi artystami był niezwykle ciekawy z racji na szczególne i wymagane gwarancje. „Polacy doceniali projekty i zdolności artystyczne Włochów, ale jednocześnie bali się ich niewiarygodności i tak oto, aby uniknąć ryzyka niedokończenia dzieła z powodu niespodziewanego powrotu do Włoch architekta lub artysty, podpisywano umowy z grupą Włochów, tak aby w przypadku nieobecności jednego z nich inni przejęli obowiązki dokończenia budowy. Działalność włoskich mistrzów w Polsce nie zaczęła się zresztą, jak się na ogół sądzi, w okresie renesansu. Już w XII wieku jeden z uczniów rzeźbiarza Wiligelma z Modeny wykonał wspaniały romański portal bazyliki w Czerwińsku. Freski pewnego włoskiego mistrza z XIV stulecia można znaleźć w klasztorze franciszkanów w Krakowie czy w zakrystii kościoła w Niepołomicach. Włochem był również wybitny rzeźbiarz, który wykonał w XV wieku grobowiec króla Władysława Jagiełły w katedrze na Wawelu. Na początku XVI stulecia, wraz z architekturą renesansu, wzrósł również napływ artystów włoskich do naszego kraju. Byli wśród nich twórcy wybitni, jak Bartolomeo Berrecci z Pontassieve pod Florencją, architekt królewskiego mauzoleum Jagiellonów czy Bernardino Giannotti Rzymianin, budowniczy katedry w Płocku. Byli też bardzo liczni muratorzy i kamieniarze, w znacznej mierze wywodzący się z Lombardii, z warsztatów budowlanych z okolic jeziora Como, znani jako »mastri comacini«, nie tak może twórczy, lecz zawsze prezentujący solidne rzemiosło i modne wówczas renesansowe formy architektoniczne. W stylu renesansowym tworzyli w Polsce tacy artyści jak architekt Santi Gucci z Florencji, rzeźbiarz Gian Maria Mosca z Padwy czy Jan Baptysta z Wenecji. W okresie baroku działały tu całe rodziny Fontanów, Ferrarich czy Catenazzich. Najwybitniejszy z cudzoziemskich architektów baroku działających w Polsce, Tylman van Gameren, był co prawda Holendrem, ale wykształcił się w Wenecji. W końcu XVIII stulecia dla króla Stanisława Augusta pracowali architekt Dominik Merlini, malarze Bernardo Bellotto zwany Canaletto i Marcello Bacciarelli. W XIX stuleciu architekturę klasycyzmu w Warszawie tworzył Antonio Corazzi, zaś historyzm reprezentowali Francesco Maria Lanci i cała familia Marconich. Często ci przybysze pozostawali na stałe, żenili się z Polkami i pozostawiali po sobie nie tylko piękne budowle lecz również liczne ciemnowłose potomstwo”.
Czy można mówić o polskim renesansie i rozpoznać jego specyficzne cechy alternatywne do tych włoskich?
„Polska przyjęła renesans w jego pierwotnej, toskańsko-rzymskiej wersji jako jedyna oprócz Węgier w Europie. Ciekawe, że w krajach Europy Zachodniej ze względu na silne miejscowe gildie budowlane nie dopuszczające konkurencji, włoski renesans pojawił się stosunkowo późno, już w swoich formach manierystycznych, czy, jak w Anglii, palladiańskich. Kaplica króla Zygmunta na Wawelu jest właściwie jedynym tak wspaniałym renesansowym mauzoleum na północ od Alp, podobnie jak katedra w Płocku, która jest konsekwentnym przykładem wielkiej bazyliki łączącej podłużny korpus z centralną partią wschodnią – jak w teoretycznych planach Leonarda, przekrytą rzymskim krzyżowym sklepieniem jak tepidarium term Caracalli. Jednak klimat północy zmuszał architektów do adaptacji włoskich wzorów. Pojawiły się, nieznane w Italii, wysokie szczyty dachów ozdobione renesansowym detalem czy renesansowe attyki, zwane nawet »polskimi«. Niemniej warto zaznaczyć, że włoski renesans to nie tylko Florencja i Rzym. Architekci, którzy wychowali się wśród franciszkańskich, ceglanych klasztorów z Veneto, czy drobnego, ceramicznego detalu Ferrary, czuć się musieli w późnogotyckiej Polsce całkiem swojsko”.
Był to włoski wpływ, który widać było nie tylko w architekturze, ale także w całych planach urbanistycznych, tak jak to miało miejsce w przypadku Zamościa.
„Nie tylko budowniczowie, lecz również urbaniści z Italii pracowali dla polskich zleceniodawców. Był to projektant twierdz Andrea dell’Aqua, i twórca renesansowego miasta Zamościa Bernardo Morando z Padwy. W końcu XVI stulecia Santi Gucci Fiorentino wzniósł w Książu Wielkim dla Myszkowskich pierwszą osiową rezydencję z otwartym dziedzińcem flankowanym i ogrodem z tyłu, powszechną w stuleciach następnych w całej Europie i zwaną, chyba nie do końca słusznie, typem francuskim”.
Wróćmy do dzisiejszej Warszawy, czy myśli się o stworzeniu dopracowanego w każdym detalu planu urbanistycznego dla całego miasta?
„Wydaje się, że czas wielkich założeń urbanistycznych w Warszawie, jak osie Saska czy Stanisławowska, już minął. Ostatnim takim okresem, związanym jednak ze zniszczeniem miasta i ustrojem totalitarnym był socrealizm z realizacjami takimi jak MDM. Dziś, po zmianie ustroju na demokratyczny, powróciła tradycja dawnej Rzeczypospolitej i jeden uparty właściciel działki może nawet zatrzymać budowę autostrady. Niemniej Warszawie potrzebny jest jak powietrze Architekt Miasta – osoba obdarzona autorytetem i kompetencjami, będąca w stanie przeciwstawić się deweloperom, którzy z chęci zysku zabudowują każdy skrawek wolnego terenu. Takiego Architekta żaden urzędowy wydział czy komisja zastąpić nie jest w stanie”.