Kto mówi, kto milczy i kto zapomina o pytaniach

0
32
Chiara Valerio, Sebastiano Giorgi

tłumaczenie pl: Agata Pachucy

Wenecja jest wciąż miejscem intelektualnego fermentu. Nędzna polityka administracyjna, niezdolna do zarządzania w obronie mieszkańców i utrzymania napływu turystów w znośnym wymiarze, nie zdołała jednak osłabić, przynajmniej jak dotąd, nieodpartego uroku miasta dla tych, którzy kochają i żyją dla sztuki, pisania, muzyki i kina. I tak w ostatnią niedzielę upalnego sierpnia w Wenecji miałem szczęście spotkać się w barze z Chiarą Valerio, pisarką, redaktorką, dyrektorką artystyczną i prezenterką radiową, którą lubię pamiętać również za jej niezwykłą mowę pożegnalną dla przyjaciółki Micheli Murgii. 

Siedząc przy stole, wyglądaliśmy trochę jak z okładki legendarnego albumu Lucia Battisti „Una donna per amico”, tyle że Lucio nagrał ten krążek w stolicy Anglii i zrobił sobie zdjęcie w londyńskiej Grapes’s Café, my natomiast spotkaliśmy się na Campo Santa Margherita w barze Duchamp i, podobnie jak sztuka francuskiego artysty, nasza rozmowa przybrała dadaistyczny obrót. To miał być wywiad, ale ja nie zadawałem pytań, Chiara nie udzielała odpowiedzi i każdy mówił o tym, co mu leżało na sercu.

Zacząłem bez zadawania pytania: „Cytuję jedno z twoich zdań: powieści są przeciwieństwem kibicowania, bo czytasz, ale nie musisz stawać po niczyjej stronie, przyzwyczajasz się nie mylić autora z dziełem”.

„Właśnie ponownie przeczytałam „Cząstki elementarne” Michela Houellebecqa. Zastanawiam się, jak można kochać mężczyznę, który pisze o kobietach będących ofiarami orgii, zastanawiam się, czy to o wiele gorsze od postaci kobiecych pochodzących z włoskiego weryzmu lub francuskiego naturalizmu, wykończonych pracą i uciążliwymi obowiązkami” – odpowiada Chiara z charakterystyczną dla siebie przenikliwością spojrzenia, które stymuluje rozmówcę do wykorzystania swoich neuronów w stu procentach, próbując utrzymać szybkość jej myśli, jej mówienie metaforami i symboliką.

„Musimy pozostać wierni stronie, to co ktoś pisze ma tylko jedno znaczenie i koniec. Nie możemy wciągać tekstu w interpretacje, które odbiegają od znaczenia słowa pisanego. Nakładanie się autora i dzieła jest formą kulturowego analfabetyzmu. Wydaje nam się, że można pisać tylko o tym, czego się bezpośrednio doświadczyło? Naprawdę? A to, co dana osoba sobie wyobraziła, usłyszała, przeczytała, napisała, zapragnęła, gdzie się podziało? To tak, jakbyśmy chcieli zburzyć wartość języka, zaczęliśmy mówić, aby się komunikować, a to, co mówiliśmy, było wiarygodne, ale niekoniecznie prawdziwe”.

Próbuję podsumować: „pisanie jest dzieckiem tego, czym jest autor”

„Ciekawość wobec pisarza rodzi się we mnie dopiero po przeczytaniu tego, co pisze. Kiedy miałam 13 lat, dopiero po metaforycznym połknięciu całej Yourcenar, zaczęłam się zastanawiać, kim była w życiu.”

Bez powodu wtrącam: „Cytuję inne twoje zdanie: to niedoskonałość wprawia świat w ruch”.

„A nie jest tak?” pyta Chiara ”niedoskonałość jest naturą świata, matematyka mnie tego nauczyła. Kiedyś na jednej z lekcji opowiedziałam o moich wysiłkach, by znaleźć najlepszą wartość przybliżoną. Mój profesor zapytał mnie, ile czasu zmarnowałam i dodał, że czasami najlepszą wartością przybliżoną jest pierwsza, która przychodzi nam do głowy. Krótko mówiąc, musimy zadowolić się 80 procentami, nic nie jest idealne, a świadomość, że czasami trzeba po prostu zaakceptować, że nie ma rozwiązania, jest piękna!”.

Przerywam: „Czy można matematycznie zaprojektować powieść?”

„Matematyka służy mi jako metoda, aby nie wierzyć w autorytet tych, którzy chcą narzucać własne zdanie, matematyka wyprowadza cię poza konformizm i w ten sposób staje się motorem innowacji, w końcu jest to czysta wyobraźnia: czy istnieje punkt pozbawiony wymiarów? Czy istnieje coś takiego jak równoległość? John Le Carrè mówi o geometrii użytecznej, a nie prawdziwej”.

Przypominam sobie, że powinienem zrobić wywiad, więc mówię: „Lubimy kojarzyć Włochy z kulturą, ale być może mówimy o przeszłości, o kulturze starożytnej, dziś jesteśmy jednym z krajów europejskich, w których ludzie czytają najmniej…”

„Na świecie żyje ponad 10 miliardów ludzi, ale intelektualne dyskusje toczą się w niewielkiej grupie krajów, w których panuje burżuazyjny standard życia wspierany przez system praw. We Włoszech siedzimy na idei kultury, ponieważ 80 procent miejsc wpisanych na światową listę Unesco znajduje się w naszym kraju, jesteśmy kulturalnym mitem, spójrz, gdzie siedzimy… mamy wokół Wenecję, mówię We-ne-cję. Chcesz mi powiedzieć, że Włosi są dziś jak Egipcjanie obok piramid? Tak, są. Możemy jednak nadrobić zaległości, nawet jeśli będzie to powolny proces, musimy zaakceptować fakt, że dziś jesteśmy językiem mniejszości i inwestować więcej w tłumaczenie naszych książek na inne języki. Rynek książki jest wart 6 miliardów w Niemczech, 3 we Francji, 1,5 we Włoszech.”

Rzucam od niechcenia: „w międzyczasie wychowujemy młodych ludzi, którzy rozmawiają ze sztuczną inteligencją i wydają się obojętni na nasze egzystencjalne obawy”.

„Prowadzą bitwy na ekologicznych frontach z gramatyką, której nie rozumiem i nie znam, wydaje się to bardziej destrukcyjne niż synkretyczno-pojednawcze, ale możemy tylko wierzyć w przyszłość. To czywiste, że ci, którzy mają 20 lat, patrzą dalej niż ja, która mam lat 46. Nie będę ich pouczać i mówić, że robi się to w taki, czy nie inny sposób. Po prostu im wierzę. To inna zbiorowość niż ta, w której dorastaliśmy, to zbiorowość mniej ustrukturyzowana. Weźmy na przykład sztuczną inteligencję, dla mnie jest to rzecz kulturowa, dla nich jest to naturalne, tak jak maszyna do pisania była dla mnie naturalna, a dla mojego ojca była obiektem kulturowym. Musimy poczekać, aby zobaczyć, co zbudują za pomocą środków, które są dla nich naturalne, jak patrzę na mojego dwuletniego siostrzeńca, to widzę, że jest mu obojętne czy widzi mnie na żywo, czy podczas rozmowy wideo, całuje ekran, aby mnie powitać, jeśli on myśli, że to ciało, to muszę mu uwierzyć. Martwimy się, że maszyny będą pisać książki lub malować obrazy? Odzyskamy w ten sposób wartość fizyczności i oralności. Krótko mówiąc, jeśli tak ma być, to bardziej mnie to ciekawi niż martwi. Młodzi ludzie rozleniwieni przez maszyny? Bardziej niż lenistwo, to raczej przystosowanie się uniemożliwia ćwiczenie rozwiązywania pewnych problemów. Wrócimy do doceniania ars facere, czyli do wiedzy, a konkretnie do wiedzy jak coś zrobić, czy to za pomocą ciała, czy za pomocą urządzeń, które mamy do dyspozycji, niewiele się zmienia. Spoglądanie w przyszłość z apokaliptycznym myśleniem mnie nie interesuje, ponieważ pozbawia odpowiedzialności. Jeśli wszystko wkrótce się skończy, to co cię obchodzi, jak się dzisiaj zachowujesz?”.

Bez powodu mówię: „Uczyłem się greki i łaciny, ale nie potrafiłbym niczego przetłumaczyć”.

„Studiowałam matematykę przez 13 lat, a dziś nie potrafię rozróżnić, czy równanie trzeciego stopnia jest rozwiązywalne, czy nie. Nauka greki i łaciny było dla ciebie kluczowa, ustrukturyzowała twój umysł, nawet jeśli dziś nie możesz niczego przetłumaczyć, funkcjonalizm (tj. uczyłem się czegoś, więc muszę to wiedzieć na zawsze) nie ma sensu”.

Bez żadnej spójnej logiki nagle zaczynam narzekać na próbę wprowadzenia biletu wstępu do Wenecji: „a jeśli ktoś ma ukochaną z innego regionu, która chce mu zrobić niespodziankę, odwiedzając go w domu w Wenecji, czy musi płacić za bilet?”

„Kundera by oszalał! Przyjeżdżam do Wenecji z moim kotem, kiedy tylko mogę. A ty mówisz po polsku?”

„Tak, a przynajmniej staram się” – odpowiadam.

„Języka można się nauczyć dzięki miłości lub przez rozmowy z dziećmi. Czytam dużo polskich pisarzy. Jako wydawca opublikowałam dwie książki Tokarczuk, wielkiej pisarki, oczywiście dołączam do szeregu pochwał, bo dostała już Nagrodę Nobla. Jako młoda dziewczyna czytałam dzieła różnych noblistów w tym oczywiście „Quo vadis” Sienkiewicza, który opowiada o teraźniejszości poprzez starożytny Rzym. Polska to kraj kontrastów, z literackiego punktu widzenia uwielbiam „Pana Tadeusza”, poemat narodowy, który otwiera się słowami „Litwo, Ojczyzno moja! ty jesteś jak zdrowie”!

Dodaję: „z kolei w refrenie hymnu narodowego mamy „z ziemi włoskiej do Polski”.

„To kraj sprzeczności i to rodzi wielką literaturę, myślę o Ferdydurke, Kosmosie, Pornografii Gombrowicza, a potem o ironii Szymborskiej, reportażach Kapuścińskiego. Swoją drogą, piękna jest książka Francesca Cataluccia o Mitteleuropie „Vado a vedere se di là è meglio”. Żeby nie wspomnieć o Mariuszu Szczygle. Nie możesz pisać o problemach własnego kraju, to robisz to, pisząc o Czechach. Kiedy się śmiejesz, lepiej wszystko rozumiesz, polski intelektualista jest ironiczny i nietragiczny, włoski natomiast ma tendencję do nudnej powagi.”

Dodaję: „W Polsce ludzie wciąż czytają Boccaccia.”

„Na pewno więcej niż we Włoszech. A chcemy porozmawiać o kinie? Dorastałam w czasach programu Fuori Orario, kiedy bez przerwy puszczali filmy Wajdy, Zanussiego, Kieślowskiego”.

Nieuchronnie pytam: „czy często bywasz w Polsce?”

„Nigdy nie byłam! Ale na początku 2025 roku ukaże się po polsku moja powieść „Chi dice e chi tace” i na pewno przyjadę! Zaproście mnie!”

Teraz sobie przypomniałem o jej najnowszej powieści! Właśnie o to powinienem był zapytać. Co za wstyd, mogę tylko mieć nadzieję, że Włoskie Instytuty Kultury w Warszawie i Krakowie wkrótce ją zaproszą, abym mógł to nadrobić.