Widzialne miasta: wywiad z Christianem Costą

0
95
Pineta Castel Volturno

Widzialne miasta to spektakl zaprezentowany w ramach Campania Teatro Festival 18 czerwca 2023 r. Teatr wykorzystano tu, by wydobyć genius loci i ukazać potrzeby społeczności, słowami młodych ludzi mieszkających w rejonie Castel Volturno. Spektakl inspirowany jest powieścią Niewidzialne miasta Calvino. Reżyserował artysta Christian Costa.

W Neapolu odbył się właśnie Campania Teatro Festival, na którym zaprezentowano twoją sztukę Widzialne miasta. Między oczarowaniem a rozczarowaniem. Jak powstał ten projekt?

Fondazione Campania Tetro Festival organizuje dwa wydarzenia: Campania Teatro Festival w czerwcu, a jesienią Quartieri di vita, sekcję teatru społecznego, w ramach której w listopadzie ubiegłego roku narodził się nasz projekt. Pomysł polegał na współpracy 12 międzynarodowych artystów (reprezentowałem Polskę) z artystami zajmującymi się teatrem w Kampanii w trudnych kontekstach. Pracowałem z Antonio Nardellim w Castel Volturno – to skomplikowany obszar, pełen ryzyka. Próby w listopadzie trwały 10 dni, z 10 nastoletnimi chłopcami z okolicy, którzy nigdy w życiu nie zajmowali się teatrem. Potraktowali to zobowiązanie poważnie, przychodzili na próby mimo deszczu i problemów osobistych. Następnie przedstawiliśmy wynik tych działań, realizację sceniczną.

Jak poszło?

Przedstawienie było w grudniu w Grazzanise, małym miasteczku niedaleko Castel Volturno, publiczność składała się z lokalnych mieszkańców i reakcje były bardzo silne. Nie chciałem robić jednokierunkowego teatru, w którym widzowie tylko siedzą i patrzą. Publiczność otaczała chłopaków, chcieliśmy zaangażować widzów. Taki wymiar był niemożliwy do zrealizowania podczas czerwcowego festiwalu, ponieważ teatr Trianon jest klasycznym teatrem monumentalnym, w którym cała przestrzeń koncentruje się w kierunku sceny. Musieliśmy zatem dostosować spektakl do innych warunków.

Jak to zrobiliście?

Chłopcy występowali we wszystkich dostępnych przestrzeniach teatru: przez większość czasu byli na widowni. Na scenie było wideo. Chłopcy wchodzili w interakcje z ludźmi, przemieszczali się między siedzeniami, co jakiś czas wchodzili na scenę i z niej schodzili: przedstawienie było bardzo dynamiczne. Reakcje publiczności w Neapolu również były bardzo dobre.

Punktem wyjścia stały się Niewidzialne miasta Italo Calvino.

Tak, powieść dostarczyła strukturę. Chłopcy wspólnie przeczytali książkę. Potem postanowiliśmy sami spróbować opisać miasta. W ciągu kilku dni chłopcy napisali swoje teksty, które następnie zostały zaprezentowane podczas przedstawienia: każdy zawarł w nich swoje doświadczenia. Jakość była wysoka, niektóre teksty były naprawdę dobre. 

Jakie są zatem „widzialne miasta”?

Zasadniczo wszystkie są bardzo ponure. Był duży kontrast między ogólnym nastawieniem, które było radosne, a tonem, który był ciężki. Chłopaki bardzo mocno podkreślali to, co wokół nich nie działa poprawnie. Zasadniczo wszystkie teksty obracają się wokół faktu, że ludzie są nietolerancyjni, że emigranci są źle traktowani, że środowisko naturalne jest niszczone, że nie ma żadnych miejsc, do których można by pójść. Poruszyli wszystkie te aspekty. To dla mnie coś wspaniałego, że udało im się wyrazić to poprzez teatr.

Czy twoim zdaniem sztuka może mieć realny wpływ na życie?

Absolutnie tak, używam sztuki do zmiany rzeczywistości. Interesuję się sztuką publiczną z perspektywy relacyjnej: pracuję z grupami ludzi nad tożsamością danego obszaru, by zrozumieć, co w nim jest interesującego, a następnie znaleźć sposób przedstawienia tego w stymulujący sposób. W konsekwencji mam do czynienia zarówno z miejscami, jak i ludźmi. Dla mnie działalność artystyczna jest tym, o czym mówi Rancière: polityczne jest estetyczne, a estetyczne jest polityczne; każdy gest estetyczny ma wartość polityczną. Używanie języków estetycznych nie powinno być czymś ograniczonym do teatru, galerii, ale używa się ich do interwencji we własnym otoczeniu. Jeśli ktoś chce, żeby to się wydarzyło, to się wydarza.

A co z miejscami?

Jestem przyzwyczajony do pracy z genius loci. Dlatego od początku mówiłem: nie ograniczajmy się do prób zamkniętych w pomieszczeniu, chcę zobaczyć przestrzenie. Kilka lat temu wybrałem się do sosnowego lasu Castel Volturno; był to sosnowy las, który ciągnął się w kierunku wydm, a następnie kończył w morzu. Były tam stosy lodówek, martwe bawoły, to nie było miłe otoczenie. Kiedy realizowaliśmy projekt, powiedziałem: chodźmy zobaczyć las sosnowy. Byliśmy zszokowani, bo lasu sosnowego już tam nie było. Pojawiły się insekty, które dosłownie zjadły wszystko. Widok jak po eksplozji nuklearnej. Zrobiłem zdjęcia, a potem ukazał się artykuł w „Corriere della Sera” Las sosnowy w Castel Volturno umiera, który wywołał duże zamieszanie. W ten sposób spektakl natychmiast zyskał wymiar społeczny, chociaż nie mieliśmy takiego zamiaru.

Co było potem?

Kiedy pojechaliśmy tam w maju w czasie przygotowań do drugiego przedstawienia, było jeszcze gorzej. Usunięto wszystkie martwe drzewa. Zamiast sosen – sadzonki drzew i rośliny takie jak rozmaryn: zrobiono coś w rodzaju terenu piknikowego. Zamiast wspaniałego sosnowego lasu, który mógł przyciągać turystów, przynosić pieniądze, jest totalna dewastacja. A ludzie nie zdają sobie z tego sprawy, są tak przyzwyczajeni do degradacji środowiska, że nawet nie wyobrażają sobie, jak powinno ono wyglądać. To natychmiast weszło do spektaklu.

Zrealizowałeś także wiele innych projektów, w tym Spazi Docili we Florencji, Biennale Urbana w Wenecji, projekt Isole w Palermo, polegający na pomalowaniu betonowych falochronów na kolorowo. Który projekt jest ci szczególnie bliski?

Projekt na Sycylii był pierwszym tego rodzaju. Dla mnie dziełem nie są kolorowe falochrony, to, co działo się wokół: jak tylko zaczęliśmy je malować, pojawił się tłum ludzi. Działanie estetyczne powinno być okazją do głębszych dyskusji. Aby ludzie zrozumieli, że nie trzeba znosić swojego krajobrazu, można go również zmieniać. Wtedy chłopiec, który przez całe życie otwierał okno i widział te szare bryły, otwiera okno i znajduje czerwony sześcian. I jest po prostu szczęśliwy: dla mnie to właśnie jest dzieło, nie fizyczny obiekt. Również w ramach Spazi docili we Florencji zrealizowaliśmy wiele działań, razem z Fabrizio Ajello.

Pracujesz między Polską a Włochami. Jak to doświadczenie odbija się w twoich projektach?

Moja matka jest Polką, ojciec był neapolitańczykiem. Urodziłem się w Polsce: ze względu na tożsamość jestem Polakiem, a jeśli już, to w połowie neapolitańczykiem, w połowie Polakiem, ale nie Włochem. Jestem bardzo przywiązany do lokalnej tożsamości Neapolu. Sednem jest bycie dwujęzycznym: dla mnie z językowego punktu widzenia zawsze zachodzi porównanie między światem włoskim a polskim. Wszystko może być opisane z dwóch zupełnie różnych perspektyw. Często mieszam włoski i polski: chcę wprowadzić inne pola semantyczne do komunikacji. Znajduje to oczywiście odzwierciedlenie w wyobraźni wizualnej.