Zmysłowy świat M.B. Morgan

0
191

M.B. Morgan to polska autorka, mieszkająca w niewielkiej miejscowości pod Krakowem. Z wykształcenia politolożka, dziennikarka, sommelierka. Z zamiłowania autorka romansów, blogerka, tłumaczka, podróżniczka. Przez kilka lat związana z branżą finansową, obecnie zdecydowała się postawić na swoje pasje, realizując się m.in. jako pisarka. Podczas swoich podróży najczęściej powraca do Włoch, kraju, w którym spędziła ponad dwa lata swojego życia, chłonąc wszystkimi zmysłami tamtejszą kulturę „dolce vita”. Kulturę, która niezmiennie jest dla niej jedną z najważniejszych pisarskich inspiracji.

Zadebiutowałaś w minionym roku powieścią „Celebryta”.

Tak. Często powtarzam, że „Celebryta” jest niejako „dzieckiem pandemii”. Tuż przed jej wybuchem byłam dość mocno zaangażowana w różne współprace związane z zawodem sommeliera. Planowałam również rozpoczęcie organizowania winno-kulinarnych podróży do Toskanii i Piemontu. Niestety, sytuacja z jaką wszyscy musieliśmy się zmierzyć, dość szybko zweryfikowała moje plany. I tak właśnie z tej mojej frustracji i równocześnie tęsknoty za Italią i włoskim stylem życia, narodził się „Celebryta” – lekka i przyjemna powieść o dość mocnym zabarwieniu podróżniczo-kulinarno-winarskim, czyli tym wszystkim co kocham najbardziej. Wtedy jeszcze nie przypuszczałam, że w ogóle uda się wydać tę książkę, a gdyby ktoś mi powiedział, że rok później będą mnie czekać kolejne trzy premiery, to chyba bym go wyśmiała.

Wróćmy zatem do samego początku. Skąd zainteresowanie Włochami?

Po raz pierwszy pojechałam do Włoch w 2009 roku. To był przedostatni rok moich studiów i dosłownie od razu zakochałam się w tym wszystkim, co rozumiemy pod hasłem „włoski klimat”. Po powrocie do kraju od razu zaczęłam uczyć się języka, włoskie radio grało u mnie non-stop, a kiedy tylko miałam czas i pieniądze, to od razu przeznaczałam je na chociażby krótkie wypady do Italii. Ciągle jednak było mi mało, dlatego wreszcie w 2011 roku postanowiłam wyjechać tam na dłużej. Przez pierwszy rok pracowałam jako au-pair, mieszkając z cudowną włoską rodziną w malowniczej Genui. Miałam dużo szczęścia, bo nie dość, że trafiłam na wspaniałych ludzi, to jeszcze ich mieszkanie mieściło się przy samej plaży Boccadasse. Chyba nie muszę dodawać, że pokój z widokiem na morze był wówczas spełnieniem moich marzeń.

Co najbardziej urzekło cię w Italii?
Ludzie. Ich nastawienie do życia, otwartość i umiejętność cieszenia się z małych rzeczy. To właśnie tam nauczyłam się tego, jak ważna jest nasza codzienność, a nie tylko odliczanie do weekendu czy wakacji. Włosi jak nikt inny potrafi ą zachwycać się zwyczajnym z pozoru zachodem słońca czy kieliszkiem wina wypitym w towarzystwie przyjaciół. I właśnie ten klimat tak bardzo chciałam oddać w „Celebrycie”.

Stąd wino w twoim życiu? Zawód sommeliera nie jest chyba w Polsce zbyt popularny?

Nie, niestety nie jest, ale to też z roku na rok się zmienia. Wino w moim życiu pojawiło się dość naturalnie. Mój ówczesny partner pochodził z Piemontu, a tam winem zajmują się, mniej lub bardziej, prawie wszyscy. Dość szybko udało mi się nawiązać kontakty z winnicami, które zainteresowane były „wsparciem” jeśli chodzi o marketing i pomoc w wejściu na polski rynek. To od nich nauczyłam się podstaw produkcji, degustacji i co tu dużo mówić, zwyczajnie połknęłam tego winiarskiego bakcyla. Po powrocie do Polski zaczęłam robić kursy sommelierskie, kończąc na poziomie WSET3. Założyłam też bloga i zaczęłam pisać relacje z moich winiarskich podróży.

Twoja druga książka nie jest już jednak tak sielska i lekka w odbiorze jak „Celebryta”?

To fakt. „Naucz mnie kochać” to również romans, ale nieco „głębszy”, skłaniający do myślenia. Pokazałam w nim zupełnie inne oblicze Italii, które może zaskoczyć osoby, znające ten kraj jedynie z krótkich, wakacyjnych pobytów. Jakby na to nie patrzeć, we Włoszech nie zawsze jest kolorowo i jako ktoś kto funkcjonował tam przez jakiś czas z etykietką straniera (wł. „cudzoziemka”) i w sporym stopniu otaczał się również innymi imigrantami, chyba mogę coś na ten temat powiedzieć. Oczywiście daleka jestem od szufladkowania kogokolwiek. Włosi są wspaniali, ale jak w każdym kraju, można tam znaleźć również nieco mniej „sympatycznych” ludzi, jak chociażby ojciec mojej głównej bohaterki. Tak czy inaczej, Italia tak naprawdę posłużyła mi tutaj bardziej jako tło do pokazania tego, jak wielkim problemem w dzisiejszych czasach wciąż jest rasizm.

Zestawienie zadufanej celebrytki i imigranta, który przeszedł przez prawdziwe piekło by dotrzeć do Włoch, było dość odważnym posunięciem.

Tak. Od początku zakładałam oparcie tej historii na kontrastach, których dostajemy w niej całkiem sporo. Miałam oczywiście obawy czy poruszanie tak trudnych tematów
jak rasizm, czy nielegalna emigracja w książce, która jakby nie było jest romansem, zostanie dobrze odebrane, ale patrząc na opinie mogę powiedzieć z czystym sercem, że to była dobra decyzja. Szczególnie teraz, gdy te tematy są tak bardzo aktualne również w naszym kraju.

Czy akcja kolejnej powieści również ulokowana będzie w Italii?

Tak. W trzeciej książce „zdradziłam” na moment Włochy na rzecz Grecji, ale już mogę zapowiedzieć, że kolejna premiera ponownie zabierze moich czytelników na Półwysep Apeniński. I tym razem wreszcie będzie to moja ukochana Liguria. Już nie mogę się doczekać!