Wszystkie drogi Toskanii

0
167

Podróżując po Włoszech można odnaleźć ogromną różnorodność tamtejszych regionów i odmienność lokalnej kultury. To powoduje, że wyprawa właściwie w każdy zakątek Włoch przynosi niezawodną satysfakcję. Tym razem droga wiodła z Warszawy przez Innsbruck, przełęcz Brennero, okolice Lago di Garda, Parmę, Bolonię, Florencję aż do niewielkiej miejscowości Volterra, położonej w samym sercu prowincji Piza. Cała podróż zajęła 17 godzin, przy czym większość trasy stanowiły autostrady, natomiast od Florencji – już tylko drogi lokalne.

Do samej Volterry jedzie się malowniczymi serpentynami, mijając atrakcyjnie położone miasteczka. Warto wybrać się tu samochodem, ponieważ dojazd transportem publicznym z obydwu najbliższych lotnisk w Pizie i we Florencji jest nieco skomplikowany, choć możliwy przy odrobinie dobrej woli. Jednak poruszanie się po całej Toskanii autem otwiera wiele możliwości lepszego poznania tego regionu.

Zróżnicowanie krajobrazu Toskanii jest jej ogromnym atutem. Masywy górskie Apeninów Toskańskich dominują w północnej części regionu, od Carrary ze sławnymi złożami marmuru karraryjskiego, aż po Arezzo. Część południowa to łagodnie pofałdowane obszary, obfitujące w rozległe tereny rolnicze, z przewagą winnic i upraw oliwek. Część gospodarstw przystosowano do funkcji hotelowej. Przebywający tam goście mogą cieszyć się wyjątkowo harmonijnym pejzażem – bowiem uprawy te, jeśli prowadzone są na dużą skalę, zajmują naprawdę ogromne przestrzenie, ujednolicając krajobraz. Czasem rzędy winorośli lub drzew oliwnych ciągną się aż po horyzont. Niekiedy w oddali dostrzec można wieże kościołów, czy zatopione w zieleni miasteczka. W gospodarstwach agroturystycznych można zwykle kupić lokalne wino lub oliwę miejscowego wyrobu. Cena może nie być wcale niska, ale jakość tych produktów jest tu dostateczną rekompensatą. Toskania oferuje bodaj najlepszą oliwę, która pachnie niczym świeża trawa oraz doskonałe wina. Nas uwiodły białe Vernaccia di San Gimignano oraz czerwone Morellino di Scansiano, a także osławione Chianti czy wybornie delikatne Vermentino.

Do Toskanii warto pojechać nie tylko dla pięknych widoków, smaku wina czy aromatu tamtejszej oliwy. Warto wybrać się tam po alabaster. Niewielu wie, ale alabaster występuje również w Polsce na Podkarpaciu. My także o tym nie wiedzieliśmy. Z jego pięknem zetknęliśmy się w miasteczku Volterra. Ma on zastosowanie jako doskonały surowiec rzeźbiarski. Półki lokalnych sklepów i galerii uginają się od licznych figurek, miseczek, puzderek, solniczek, młynków oraz moździerzy. Przyciąga swoją strukturą i czymś na kształt „kamiennej miękkości”. Miłym zaskoczeniem jest jego cena, która zachęca do zakupu. Początkowo sceptycznie podchodziliśmy do perspektywy kupna kolejnych przedmiotów. Na wystawach sklepów wyglądały one jak typowe pamiątki. Okazało się jednak, że mają duże walory użytkowe – są starannie wykonane, trwałe i funkcjonalne. Ponadto wytwarza się je w lokalnych zakładach i manufakturach, ręcznie, choć z użyciem nowoczesnych technologii. I jeszcze jedno bardzo osobiste spostrzeżenie – po rozpakowaniu ich w domu stały się unikalnymi przedmiotami codziennego użytku z naszej Toskanii.

Volterra to miasto o szczególnym znaczeniu dla lokalnej kultury. Było ono bowiem jednym z najważniejszych ośrodków starożytnej Etrurii a jego najstarsze budowle datuje się na VI wiek p.n.e. Do dziś znajdują się tam pozostałości etruskich murów obronnych i budowli. Miasto jest usytuowane na wzgórzu, otoczone średniowiecznymi murami. U ich podnóża znajdują się ruiny Teatru Rzymskiego, gdzie codziennie odbywają się koncerty, spektakle teatralne i widowiska operowe. W 2015 roku odkryto w pobliżu pozostałości amfiteatru, czyli dawnej areny podobnej do rzymskiego Koloseum. Naszą uwagę zwrócił fakt, że Volterra jest miastem, w którym toczy się zwyczajne, codzienne życie. Obecność turystów jest tu mało uciążliwa, a miasto nie uległo komercjalizacji.

W tym rejonie Włoch wiele jest miejsc, które koniecznie należy odwiedzić. W ślad za rekomendacjami przewodników i portali turystycznych udaliśmy się do San Gimignano. To niezwykłe miasto, w którym zachował się nie tylko średniowieczny obrys zabudowy, ale też jej formy z wysokimi wieżami górującymi nad dachami, jako symbol prestiżu mieszkańców. Niektórzy twierdzą, że było ono „średniowiecznym Manhattanem”, my jednak jesteśmy zdania, że to Manhattan jest współczesnym San Gimignano. Warto tam pojechać dla kolekcji malarstwa renesansowego zgromadzonej w Palazzo Comunale, cennych zbiorów w Galleria d’Arte Moderna e Contemporanea oraz Museo Archeologico. Można też rozważyć wizytę w Muzeum Tortur, jednak znalezienie miejsca parkingowego w okolicy jest już wystarczającą torturą.

Na szczególną uwagę zasługuje też średniowieczna twierdza Monteriggioni, gdzie zabudowa do dziś nie przekroczyła murów obronnych. Osada otoczona jest kamiennymi umocnieniami z czternastoma smukłymi wieżami, widocznymi z oddali.

Wielkie wrażenie wywarł na nas Szlak Chianti z winnicami i osadami położonymi wśród pól, na stromych zboczach. Podziw budzi sposób, w jaki tutejsza ludność przystosowała ten trudny teren pod uprawy, zachowując przy tym jego naturalne walory.

Z niewielkich ośrodków naszą uwagę zwróciło mikroskopijne miasteczko Murlo. Starannie utrzymane, z donicami pełnymi kwiatów, jednak w ciągu dnia zupełnie opustoszałe. Być może ożywa ono w porze, kiedy Włosi zwykle spotykają się na wieczorne aperitivo, celebrując wspólny posiłek?

Wiele miast, osad i fattorii zdołaliśmy przemierzyć, doświadczając ukrytych tam przyjemności. Długo pozostanie z nami wspomnienie smaku faszerowanych pomidorów, którymi zajadaliśmy się w Fattoria di Radi. Toskański ser pecorino fresco urzekł nas na głównym placu w Greve in Chianti. A popołudniowy spritz był idealny w Loro Ciuffena, tuż obok skalnego wąwozu z wodospadem. I choć wypada żałować, że tak wiele niezwykłych miejsc musieliśmy pominąć w tej podróży, to jednak kusi nas perspektywa powrotu oraz przeczucie, że zobaczymy ich znacznie więcej. Przyjemności należy bowiem rozkładać w czasie, aby cieszyły dłużej.

tłumaczenie pl: Sandra Kozarska
foto: Maciej Czarnecki