Pistoia – zielone miasto o burzliwej historii

0
486

Z piekła do raju

Wędrując po Toskanii śladami moich ulubionych pisarzy zdecydowałam się na bazę wypadową w Pistoi. Miasta dotąd nie znałam, a jego położenie między Florencją (gdzie wędrowałam śladami Tiziano Terzaniego i Oriany Fallaci) a Orsignią (Terzani) dawało mi możliwość pokonywania niewielkich odległości pociągiem w niecałą godzinę. Po drodze było jeszcze Certaldo z domem, muzeum i miejscem pochówku Boccaccia. Przyciągała pobliska Lukka, Montecatini i Prato. Dla osoby niezmotoryzowanej było to idealne wyjście i jak się miało okazać później – strzał w dziesiątkę.

Gdy dotarłam do hotelu, wokół panowała kompletna ciemność. Na szczęście wcześniej przekazano mi telefonicznie kod do bramy i drzwi wejściowych. Przy światłach taksówki dostrzegłam wspaniałą aleję wysadzaną cyprysami. W hotelu przywitała mnie cisza, na blacie leżała kartka z numerem mojego pokoju. W recepcji nie było żadnej obsługi. W całym budynku byłam tylko ja, poczułam się nieswojo. Nie zasnęłam do świtu, a moja bujna wyobraźnia zaczęła mi podrzucać „Obrazy Włoch” Pawła Muratowa, od którego rozpoczęłam  swoje włoskie wędrówki.

Zaczęłam sobie przypominać wszystkie straszne historie jakie o tym mieście, autor-historyk sztuki, napisał sto lat temu. Dzieje miasta od średniowiecza to historia niekończących się sporów miejscowych gwelfów i gibelinów, białych i czarnych, rodów  magnackich Cancellieri i Panciatichi. Miasto postrzegano jako jaskinię zła i występku. Skrytobójcy kryli się w wąskich uliczkach ze swoimi nieodłącznymi sztyletami i pistoletami  nazwą kojarzoną z Pistoią. Mieszkańcy w XIII wieku zyskali wątpliwą sławę, postrzegani byli jako ludzie fałszywi i intryganci, a samo miasto jako gniazdo szalonych namiętności, arenę rodowej vendetty, ciągnącej się całe wieki. Walki frakcji przyniosły tyle nieszczęść pobliskiej Florencji ukochanej przez Dantego, że musiał ją opuścić. Nietrudno więc zrozumieć dlaczego poeta w Boskiej Komedii rzuca przekleństwo na Pistoię:

O Pistoia, Pistoia, gdy twoje nasienie rodzi tylko zło, dlaczego pożar nie obróci cię w proch tak, aby nic po tobie nie zostało? 

Dwieście lat później wtórował mu Machiavelli, który w Księciu twierdzi, że nad Pistoią panować należy sianiem wewnętrznej niezgody i dając do zrozumienia, że Pistoię należałoby zniszczyć. Między jawą a snem dotrwałam do świtu. 

Miasto roślin

Gdy wzeszło słońce, a ptaki zaczęły swoje trele, wyjrzałam przez okno. Jak okiem sięgnąć aż po horyzont roztaczał się widok niewyobrażalnej urody, pole cudownej roślinności. Znalazłam się w raju! Czy tak właśnie wyglądają słynne na całe Włochy vivai (wł. vivaio – szkółka drzew), o których pisze w książce “Mój pierwszy rok w Toskanii”, Małgorzata Matyjaszczyk? Wybiegłam z budynku i zanurzyłam się w zieleni, czerwieni, różu i żółciach. Krążyłam po labiryntach bukszpanów, wędrowałam między iglastymi krzewami i liściastymi drzewkami. Rośliny formowane w kule, spirale zieleni strzelające do nieba i inne fantastyczne, geometryczne kształty. Po prostu oniemiałam z zachwytu, nadal byłam sama i nie mogłam uwierzyć, że tak bezproblemowo z nocnego piekła przeniosłam się do raju. Zmęczona i oszołomiona przysiadłam przy basenie z lazurową wodą, otoczonym strzelistymi palmami. Nagle do rzeczywistości przywołały mnie nieziemskie zapachy z kuchni. Uwijała się tam signora podająca śniadania. Miałam wyrzuty sumienia, że tyle fatygi dla jedynego gościa w hotelu. 

Dowiedziałam się, że początek sezonu przewidywany jest za parę dni. Przedziwnym zbiegiem okoliczności znalazłam w recepcji wielostronicowy katalog roślin, który na koniec pobytu dostałam w prezencie. Studiowałam go co noc, moja wiedza botaniczna wzbogacała się w ekspresowym tempie i  dzięki temu rozróżniałam niektóre ogrodnicze cuda. 

Władze Pistoi, zdając sobie sprawę, że muszą zmienić niezbyt przychylny obraz miasta postanowiły stać się konkurencją dla innych miast Toskanii, w tym dostojnych i pięknych sąsiadek i odejść od stereotypowych obrazów tego regionu. Ze szkółek ogrodniczych postanowiono uczynić markę pod hasłem Pistoia Earth Garden, czyli Pistoia ziemski ogród. Na autostradzie widoczne są liczne tablice z napisem: Pistoia città delle piante (Pistoia miasto roślin). Do odwiedzenia regionu ma zachęcić prawie 500 ha otaczających miasto szkółek. Rośliny stąd eksportuje się do 50 krajów świata. Ogrodnictwo stało się jednym z podstawowych źródeł utrzymania tutejszych mieszkańców. Region Pistoi zajmujący niemal całą wolną przestrzeń na przedmieściach, pozostaje zielonym sercem Toskanii, a zjeżdżających z autostrady wita i zachwyca największy park Europy- ogród pokazowy ogromnych drzew i krzewów firmy Vannucci Piante. Jakby tego było mało, raz w roku plac główny w Pistoi na jeden dzień i noc zamienia się w ogród: bruk wykłada się trawnikiem z rolki, a na dywanie ustawia się drzewa i krzewy, i w takiej scenerii bawią się miejscowi i turyści.

Trzy ambony 

Na starówce turystów było niewielu, czułam się komfortowo, niespiesznie przemierzając wąskie uliczki w historycznym centrum, zaglądając do kościołów i ważniejszych zabytków. Pistoia to pięknie zachowane miasto ze średniowiecznymi murami, historycznymi budynkami, z których wiele stoi wzdłuż centralnego placu Piazza del Duomo. I znów dopisało mi szczęście. Moim cicerone w Pistoi była Joanna Sznajder, Polka mieszkająca w tym mieście od kilkunastu lat. Joasia prowadzi agencję turystyczną, warsztaty kulinarne, artystyczne i fotograficzne. Jest też personalnym pilotem i przewodnikiem po Toskanii. Mnie potraktowała jako kogoś bliskiego i zajmowała się mną z czystej życzliwości. Umówiłyśmy się w kawiarni w pobliżu katedry i przy kawie i miętowych lodach Joanna wprowadzała mnie w atmosferę miasta. Razem zwiedziłyśmy kilka zabytków, wysłuchałam wielu rad. W tygodniu odwiedziłam Joannę w jej domu, gdzie poznałam jej bliskich, a na pożegnanie podarowała mi książkę kulinarną z pięknymi zdjęciami Incontri a tavola. Ricette e vini regionali Toscani włoskiego autora Giulia Scarpaleggi.  Niedawno zupełnie przypadkowo natrafiłam w słupskiej bibliotece na książkę M.Żelazowskiej pt. Rzuć to i jedź, czyli Polki na krańcach świata. Joannie poświęcony jest obszerny rozdział, absolutnie zasłużenie, bo jest wspaniałą ambasadorką Polski w tym niezwykłym mieście.

Na niewielkim Piazza del Duomo, pamiętającym czasy Dantego i Machiavellego stoi katedra San Zeno, w której można zobaczyć niezwykły skarb, srebrny ołtarz św. Jakuba z 628 figurami, ukończony przez Brunelleschiego. Katedrze towarzyszy 67 metrowa dzwonnica, a naprzeciw katedry stoi ośmioboczne baptysterium z 1359 roku. Taki układ architektoniczny: katedra, campanilla i osobno baptysterium charakterystyczny jest właśnie dla stylu pizańskiego.

Z Piazza del Duomo można iść w dowolnym kierunku uliczkami, przy których znajdzie się jakiś romański kościół czy średniowieczne palazzo. Znam dobrze Pizę i Lukkę, to też miasto od razu wydało mi się znajome, gdyż wybudowane zostało w charakterystycznym stylu pizańsko-romańskim z czarno-białymi lub zielono-białymi pasami marmuru i zwielokrotnionymi arkadami. Trzy najbardziej imponujące kościoły datują się z XII stulecia i wyróżniają się ambonami zdobionymi XIII wieczną rzeźbą toskańską. M.in. w San Bartolomeo in Pantano możemy podziwiać najstarszą z ambon z 1250 r. wykonaną przez Guida da Como. Kto żyw biegnie jednak do San Andrea gdzie na pewno zachwyci go ambona, arcydzieło Giovanniego Pisana, której wykonanie syn oparł na projekcie ojca Nicolo dla baptysterium pizańskiego. Znów byłam sama. Mogłam przyjrzeć się najdrobniejszym szczegółom. Trzecią godną uwagi ambonę, dzieło rzeźbiarza Guglielmo (da Pisa), znalazłam w kościele św. Jana z charakterystyczną pasiastą elewacją. We wnętrzu kościoła znajduje się przepiękna marmurowa kropielnica, pokrytą płaskorzeźbami przedstawiającymi personifikację cnót. Wychodząc, jeszcze raz przystanęłam nad portalem wejściowym by spokojnie obejrzeć płaskorzeźbę przedstawiającą Ostatnią Wieczerzę.

W sercu Pistoi na Piazza della Sala, jednym z najstarszych rynków miasta, od XI wieku kwitnie handel. Tam, fotografuję się na tle Studni del Leoncino, ze statuetką małego lwa nad herbem miasta. Zatrzymuję się na dłużej w otoczeniu barów i restauracji, straganów ze świeżymi owocami, piję spokojnie doskonałą kawę i przyglądam się codzienności pistoiańczyków, niczym nie przypominających mało przyjaznych, dawnych mieszkańców miasta. Niech ktoś mi powie, że do Pistoi można przyjechać na jeden dzień! To niemożliwe, aby w tak krótkim czasie zobaczyć wszystko, co miasto to ma do zaoferowania. Mój pobyt w Pistoi trwał tydzień, a muszę koniecznie tam wrócić, aby posmakować słynnej czekolady, pójść na festiwal bluesa, zobaczyć słynne hafty i turniej Giostra del Orso. No i sprawdzić jak zmieniło się miasto po 2017 roku, w którym Pistoia została Włoską Stolicą Kultury!