(Artykuł zrealizowany we współpracy z Konsorcjum Promovetro Murano, fot: Luisa Menazzi Moretti, tłum. Katarzyna Kurkowska)
Poszukiwanie powiązań, które na przestrzeni wieków ukształtowały bogatą kulturę europejską, jest zawsze fascynujące. Szczególnie interesujące okazują się często kontakty łączące włoski półwysep z Polską. W północnej lagunie Wenecji leży wyspa Murano, znana powszechnie ze swojej pradawnej i cenionej produkcji szkła artystycznego. Za czasów światłej administracji Serenissimy każde miejsce, a w szczególności każdy zawód zorganizowany był wedle ściśle określonych reguł, co dotyczyło także sztuki wyrobu szkła.
Najwcześniejsze pewne źródło związane z weneckim szkłem stanowi dokument z roku 982, w którym po raz pierwszy wymienione jest imię szklarza działającego w Wenecji. Na podstawie tej daty możemy stwierdzić, że wenecka sztuka szklana, po dziś dzień w rozkwicie, liczy sobie ponad tysiąc lat. Już od XIII wieku szklarze, produkujący szkło w szczególnie niebezpiecznych jak na tamte czasy warunkach – w rozgrzanych piecach opalanych drewnem, używanym także do konstrukcji budynków – na stałe wpisali się w krajobraz Murano, przyczyniając się do powstania swego rodzaju dzielnicy przemysłowej, wyprzedzającej swoje czasy. Lokalizacja i stopniowe zagęszczenie pracowni na wyspie dokonało się spontanicznie, aby dopiero później zostać oficjalnie usankcjonowane przez Republikę Wenecką dekretem z 1291 roku, który nakazywał likwidację fabryk znajdujących się na terenie miasta Wenecji. Od tamtej pory Murano jest symbolem i synonimem sztuki szklanej najwyższej jakości. Jej główny atut stanowiła właśnie jakość, gdyż same surowce (krzemionka, soda, a nawet drewno na opał używane aż do połowy XX wieku) były od zawsze przez Wenecję i Murano importowane. Bogactwem szkła z Murano byli i są do tej pory ludzie: mistrzowie, eksperci i projektanci, którzy rozwinęli szczególne zdolności w dziedzinie modelowania gorącego szkła. Mistrzowie, którzy od czasów renesansu, mimo restrykcji ze strony Serenissimy, rozsławiali wenecki know-how. Rozmaite przedmioty, naszyjniki, kieliszki, a następnie wynalezienie kryształu w 1450 roku uczyniły z Murano produkt pożądany wśród najwyższych klas społecznych w ówczesnej Europie. Produkcja szkła ewoluowała zgodnie z gustami i modami poszczególnych epok: w XVII wieku np. charakteryzowała się wymyślnymi żyrandolami i dekoracjami pośrodku stołów, a także kompozycjami z krzemionki, blachy i ołowiu, o mlecznej barwie, dekorowanymi lakierem. To właśnie wtedy nazwa „Murano”, znana już wśród polskiej szlachty, zadomawia się w warszawskiej toponomastyce dzięki pewnemu lombardzkiemu architektowi.
Józef Szymon Bellotti (miejsce i data narodzin nieznane, aczkolwiek wiadomo, że zmarł w roku 1708 w Warszawie), należy do grupy architektów i mistrzów budowlanych z obszaru Como w okolicach Valsoldy, zwanej także „mistrzami znad Como”, którzy pracowali w Polsce od XVI do końca XVIII wieku. Bellotti, który poślubił Polkę, Mariannę Olewicką, pracował za panowania Michała Korybuta Wiśniowieckiego oraz Jana III Sobieskiego. Jego najważniejsze prace to projekt centralnego korpusu Kościoła Świętego Krzyża w Warszawie, a przede wszystkim jego willa, którą architekt chciał nazwać Murano, nawiązując do przepychu i elegancji weneckiej produkcji. Willa została zbudowana na terenie danym mu przez króla, wtedy uznawanym za podmiejski, a dziś odpowiadający położonej centralnie dzielnicy Muranów, która przez wieki charakteryzowała się wieloetnicznością. Z początku mieszkali tam głównie Niemcy, później zaczęło przybywać Żydów litewskiego i białoruskiego pochodzenia; na ulicach Muranowa słychać było więc język jidysz, niemiecki, a także rosyjski, poza polskim oczywiście. Na terenie dzielnicy Muranów w czasie II wojny światowej mieszkała duża część warszawskiej społeczności żydowskiej, dlatego też została ona wybrana przez niemieckiego okupanta jako miejsce budowy getta warszawskiego.
W zeszłym miesiącu, w samym sercu Muranowa, odbyła się inauguracja wystawy stałej nowego Muzeum Historii Żydów Polskich; wystawa, którą mogłem docenić dzięki interesującej i pełnej szczegółów dwugodzinnej wizycie z przewodnikiem, pod koniec której doszedłem do wniosku, iż koniec końców, poprzez niespodziewane powiązania kulturowe, nazwa niezwykłej weneckiej wyspy-fabryki na zawsze wpisała się w historię i nazewnictwo Warszawy.