Amelia Cabaj: Na wstępie muszę zaspokoić swoją ciekawość: czy to prawda, że powodem dla którego przyjechał Pan do Polski były… żubry?
Paolo Cozza: Tak!
A.C.: Skąd ten pomysł?
P.C.: Powiedzmy, że w tamtym czasie miałem zwariowaną grupę przyjaciół, z którą dużo podróżowałem, a żubry stały się pretekstem przyjazdu do Polski, w której nigdy dotąd nie byliśmy. Założyliśmy się więc, kto pierwszy zobaczy żubra… i ruszyliśmy w drogę.
A.C.: I w końcu udało się Panu zobaczyć te żubry?
P.C.: Nie!
Magdalena Radziszewska: Bardzo dobrze mówi Pan po polsku! Jaki był Pana sekret nauki naszego języka?
P.C: Nigdy nie uczęszczałem na kurs językowy! Byłem tylko na jednej lekcji i od razu pokłóciłem się z prowadzącą zajęcia, która zaczęła mówić mi o czasownikach dokonanych i niedokonanych, ale przecież to absurd! Tłumaczyła mi: „Kiedy akcja jest zakończona, to używamy czasownika dokonanego”. Próbowałem ją przekonać, że przecież nawet jeśli akcja według niej jest zakończona, zawsze może spaść meteoryt i wtedy stanie się ona niezakończona. Był to moment, w którym uświadomiłem sobie, że taka nauka nie ma sensu, dlatego też nauczyłem się języka, przebywając po prostu z ludźmi.
M.R: Czyli radziłby Pan innym Włochom, którzy chcą nauczyć się języka polskiego, aby przebywali w towarzystwie Polaków?
P.C: Tak, poza tym nie można powtarzać sobie, że jest to język niemożliwy do nauczenia. Myśląc w ten sposób, traci się zapał do nauki.
A.C: Co sądzi Pan o polskich kobietach?
P.C.: Polki mają silny charakter. Zawsze byłem pod wrażeniem ich ambicji i chęci robienia różnych rzeczy pomimo wszelkich trudności. Kobiety w Polsce stanowią silną część kraju, zapewne bez nich ten kraj by nie istniał!
A.C.: Przejdźmy do Pana kariery telewizyjnej. Po debiucie w programie „Europa da się lubić”, podbił Pan serca wielu Polaków i jest Pan postrzegany jako osoba bardzo sympatyczna. Czego jeszcze nie wiemy o Paolo Cozzy? Może Pan ujawnić nam swoje trzy wady i zalety?
P.C.: Tylko trzy?! Sądzę, że jedną z moich zalet jest to, że nie boję się niczego. Bardzo lubię wyzwania, dlatego też wykorzystuję każdą daną mi okazję. Jeśli chodzi o wady… muszę przyznać, że jestem bardzo leniwy. Nie lubię się wysilać. Jeśli mogę zrobić coś jutro… robię to jutro.
M.R.: Nie wydaje nam się, że jest Pan aż tak leniwy. Z wykształcenia jest Pan prawnikiem, występuje w mediach, jest autorem dwóch książek kulinarnych, zajmuje się wieloma rzeczami, tak więc nasuwa się pytanie, czy ma Pan w ogóle czas wolny?
P.C.: Tak, mam wolny czas, ponieważ lubię współpracować z innymi i potrafię dobrze zarządzać czasem. Nie mam obsesji, że muszę zrobić wszystko osobiście, że jestem najlepszy. Dzięki współpracy z innymi i dobremu zarządzaniu czasem udaje mi się robić wiele rzeczy.
A.C.: Co zatem lubi Pan robić w wolnych chwilach?
P.C: Obmyślać nowe projekty. Ważne jest dla mnie stwarzanie sobie nowych sytuacji, robienie czegoś, czego jeszcze nigdy wcześniej nie robiłem.
M.R.: Jacy są Włosi za granicą?
P.C.: Włosi emigrują zawsze w pojedynkę, a nie dużymi grupami. Wyjeżdżają i zakładają małe działalności. Wszystko wymaga zaangażowania, pracy, czasu oraz tworzenia dobrych relacji z ludźmi. Ja zawsze pamiętam, że jestem w tym kraju tylko gościem. Jeżeli jesteś w nowym miejscu, musisz zrozumieć, jakie zasady w nim panują i musisz je zaakceptować, a nie narzucać innym swoje pomysły na życie.
M.R.: Zatem mogłybyśmy wypić z Panem cappuccino o trzeciej po południu?
P.C.: Tak! Swoim dzieciom pozwalam nawet jeść pizzę z ketchupem!
M.R.: W oczach Polaków każdy Włoch umie gotować, grać na jakimś instrumencie i śpiewać. Sprawdza się to w Pana przypadku?
P.C.: Tak, oczywiście! Podstawą jest, że my Włosi się nie wstydzimy. Widać to również na przykładzie naszej znajomości języków obcych. Wy, Polacy, jesteście pod tym względem bardzo utalentowani, ale boicie się mówić. Z nami jest trochę inaczej. Włochowi wystarczy znajomość trzech-czterech słów, aby twierdzić, że zna doskonale dany język. Tak jest w przypadku mojego taty, który rozpowiada wszystkim, że zna język angielski, szkoda tylko, że jak mówi, to nikt go nie rozumie, nawet on sam siebie nie rozumie… Jednak jeśli ktoś chce być zrozumiany, uda się mu to osiągnąć w jakiś sposób. My Włosi robimy to również za pomocą gestów.
A.C.: Jaki jest Pański sekret pogodzenia pracy zawodowej z życiem rodzinnym?
P.C.: Pamiętać, że rodzina jest najważniejsza. Przede wszystkim należy zachować odpowiednie proporcje, niektórzy ludzie przykładają zbytnią wagę do pracy, zdecydowanie za dużą. Biorąc pod uwagę mentalność, jaka tu panuje, trudno jest zdecydować, że po określonej godzinie nie należy już myśleć o pracy. W Polsce natomiast ciągle myśli się o pracy, zapominając, że najważniejsza w życiu jest rodzina i przyjaciele. A praca? We Włoszech mówi się: „to tylko praca”.
M.R.: Jakiej rady może Pan udzielić czytelnikom Gazzetta Italia na szczęśliwe życie?
P.C.: Żyć z odrobiną dystansu! Czyli nie traktować siebie zbyt poważnie i pamiętać, że wszystko zależy od ciebie, a jeśli jesteś za granicą, powinieneś zrozumieć, że jesteś tam tylko gościem. Niektórzy przyjeżdżają tu, zachowując się niczym Juliusz Cezar…, to nie jest w porządku. Między Włochami i Polakami istnieje wiele wspólnych wartości, dlatego też Polska to kraj, w którym my Włosi możemy żyć dobrze, jednak nie należy zapominać o szacunku do otaczających nas ludzi. Tak też robię od samego początku. Moja mama z okazji mojego wyjazdu do Polski spakowała mi zapas kalesonów i powiedziała: „tam jest zimno, więc ubieraj się ciepło, bądź cicho i nie narzekaj. Wkrótce nadejdzie wiosna, będzie słońce i wszystko będzie w porządku”.