My również wracamy do Perugii…
(passepartout-umbria.blogspot.it)
Poruszająca wizja miasta Perugii, słowami jej mieszkanki, która nadal żyje tutaj na co dzień i zdjęciami innej, która zostawiła to miasto szesnaście lat temu, lecz nie przestaje do niego wracać. Razem, jakby w objęciu, opowiadają o Perugii, w której rozkwitają ich pragnienia, które są już wspomnieniami.
Wszyscy tylko powtarzają głupstwa na temat naszego miasta – Perugii. Ale ono nie daje sobie nałożyć ograniczeń i wytyczyć granic, raczej samo „powtarza swoje znaki, by coś mogło utrwalić się w umyśle tego, kto je odwiedza” (Italo Calvino, “Niewidzialne Miasta”).
Nie jest to miejsce, w którym możesz usiąść i czekać bezczynnie – by odczytać, co ma w duszy, musisz podnieść się i chodzić! Spacerować w górę, między jego przeszłością i gwałtownymi wzlotami i upadkami, mając jednak zawsze możliwość wypoczynku w jego wspaniałym salonie, Corso Vannucci.
Będziesz musiał podążać jego ulicami niczym za liniami papilarnymi dłoni, przesiewać je kamień po kamieniu, umieć wychwytywać ślady pamięci z krawędzi domów, pod powłoką wszystkich tych elementów, zbyt często niezauważanych: klamka, gzyms, zawias drzwi czy wspornik.
Być może to nie wystarczy jeszcze na dogłębne poznanie miasta, ale, jeśli Cię to zadowoli, to, co wynurzy się spomiędzy wspomnień z podróży będziesz powtarzać w czasie aż wreszcie miasto zacznie istnieć; tak naucza nas Calvino.
Perugia, tak jak Zirma jest miastem obfitującym, z którego podróżnicy wracają z bardzo wyrazistymi wspomnieniami.
Właśnie tak jest, że lubimy poznawać nasze miasto, przemierzając je od nowa dla własnych wspomnień, a także dla obrazów, jakie mu przypisali słynni podróżnicy z przeszłości. Rozmaite wizerunki, także kontrastujące ze sobą: Perugia piękna, Perugia splamiona krwią i męska, Perugia pełna światła, Perugia zamglona, Perugia zamieciona przez heroiczną tramontanę… bez zaniedbań i przesadnej słodyczy!
Będziesz musiał rozpocząć wizytę od szczytu, przy Porta Sole, szukając wzrokiem tego, co Walter Binni, znany XX-wieczny krytyk literacki i antyfaszystowski komentator wydarzeń politycznych, pochodzący z Perugii, nazywał pejzażem najbardziej autentycznym, bogatym w strome wąwozy i parowy, w lasy, we wzgórza… Pejzaż ożywiony, niespokojny, mniej wychowany i bardziej żywotny od tego, który będzie czekał u końca wędrówki, po przeciwnej stronie miasta.
To tutaj Perugia przybiera bardziej surowy wizerunek, stąd, w jakiejkolwiek porze roku przyjedziesz, docenisz zimny, ciężki, nieprzejednany klimat.
Także Dante mówi o niej w ten sposób w pieśni XI, Niebo: „On to Perugię raz ziębi, raz grzeje, Od strony Porta Sole ”. [tłum. E. Porębowicz]
Z zadartym nosem, poszukując tabliczki cytującej dantejskie wersety, znajdziesz się w pobliżu kaplicy San Severo, która strzeże wspaniałego fresku; pracę nad nim rozpoczął młody Rafael Santi, by potem jego mistrz, Pietro Vannucci (znany jako Perugino) dokończył dzieła. Ten fresk zasługuje na wizytę ze strony każdego, kto chce zrozumieć co ma się na myśli mówiąc o odrodzeniu umbryjskim.
Wędrując tu i tam, bez ustalonego planu, zdarzy się, że zgubisz się między „dziwnymi, stromymi zaułkami, które w Perugii są nazywane ulicami” (Nathaniel Hawthorne, Marmurowy Faun, 1860) aż do momentu, w którym zejdziesz z powrotem na plac, z tyłu katedry.
Ale nie oczekuj zwyczajnej katedry, gdyż ta użycza ze strony placu jedynie swojego boku, nie pokazuje fasady, niedokończonej i skromnej!
Takie ułożenie pozostawia miejsce w samym centrum sceny jedynej prawdziwej primadonnie, z jej śnieżnobiałym ubraniem na podwyższeniu: Fontana Maggiore.
To, co zobaczysz obecnie będzie oczywiście twoim „zniekształconym” wyobrażeniem o Piazza di Perugia! Wiele osób mówi, że nic się nie zmienia, ale według nas ten plac zmienia się za każdym razem, kiedy ktoś próbuje go zdefiniować. D’Annunzio nazywa gomęskim, pisze w Elektrze w 1903 r.: „”il tuo Grifon che rampa in cor m’entrò col rostro e con l’artiglio, onde tutto il mio sangue acro e vermiglio delle immortali tue vendette avvampa.””
Nie pomyślałbyś nigdy, że te słowa mogły być zainspirowane przez tą samą scenę miejską opisaną zaledwie trzydzieści lat później przez Sandra Pennę w „Un po’ di febbre” („Lekka gorączka”). Perspektywa placu, jaką nam daje Penna nie zatrzymuje się na gryfie z Palazzo dei Priori, ale płynie ona, słaba i wycieńczona, na Corso Vannucci. Jak mówi Penna: „w głębi, w głębi odgaduje się, że ów bieg/ciąg kończy się na nieskończoności”.
Nie można oprzeć się takiej zachęcie, Perugia zabiera ze sobą w podróż w głąb szlaku, kończąc na tarasie w ogrodach Carducci, zanim zdążysz się zorientować, jakby przez przyciąganie magnetyczne, poprzez nieoczekiwaną, niemożliwą do przewidzenia siłę.
W tym miejscu dochodzisz do przeciwległego krańca długiego spaceru.
To, co ukaże ci się przed oczami będzie płaskim terenem nad twierdzą Rocca Paolina, która omiata teren aż do Monte Subasio w pierwszym uderzeniu, by potem przekraczać granicę wielu różnych odcieni lazuru, dążąc w kierunku nieskończoności właśnie.
Żeby to w pełni docenić, nie ma znaczenia czy trwa właśnie bezchmurny wiosenny dzień…
„Pojedźcie do Perugii, kiedy wieje wiatr i woda spada: ujrzycie drogie miasto w jednej z najpiękniejszych i najbardziej właściwych sobie odsłon. W Perugii, nawet kiedy przychodzą czarne nawałnice, płynąc ze strony Asyżu albo Magione, nie brakuje światła. Perugia, rozpostarta w górze, mieni się tragicznym światłem, które rozprzestrzenia się jak łuna nad wielkim polem uprawnym” (Giovanni Papini, “I nipoti d’Iddio”, 1932)