Czy Frankenstein ma polskie korzenie? Krótka podróż do Ząbkowic Śląskich

0
1003
OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Czy Frankenstein ma polskie korzenie? Krótka podróż do Ząbkowic Śląskich

Na początku pojawia się tylko słabe światło, trudno cokolwiek zobaczyć, później kiedy to oczy nareszcie przyzwyczają się do ciemności można dostrzec probówki laboratoryjne, metalowy stół poplamiony krwią, kleszcze i obcęgi, parę słoi wypełnionych pijawkami. Nad nami stare sklepienia, pomieszczenia, w których się znajdujemy, zaczynają nabierać kształtu, podczas gdy w tle słychać przerażającą muzykę. Chociaż nie obcujemy z rzeczywistością, nie można zaprzeczyć, że pewien dreszczyk emocji przebiega nam po plecach. Nie znajdujemy się na planie filmowym starego horroru, ale w małym muzeum, być może jedynym w swoim rodzaju w Europie, w laboratorium Doktora Frankensteina! Jesteśmy w Ząbkowicach Śląskich, spokojnym miasteczku położonym 50 km na południe od Wrocławia, na drodze, która prowadzi do Republiki Czeskiej. Być może nawet nie zauważylibyśmy tej miejscowości na mapie, gdyby nie fakt, że do 1945 roku należała do Niemiec i nosiła niepokojąca nazwę, Frankenstein. Polski komunistyczny ustrój pospieszył się z wymazaniem nazwy, zamiarem było jak najszybsze usunięcie w niepamięć przeszłości niemieckiej tych ziemi; wybrano oczywiście nazwę czysto słowiańską. Teraz gdy czasy się zmieniły, nawiązano współpracę pomiędzy tymi narodami, Ząbkowice otrząsnęły się z patyny zaniedbania, którą to obciążyła je Republika Ludowa. Dziś Ząbkowice na nowo odżywają w mieszaninie przeszłości i teraźniejszości. Niewielka wystawa powstała w 2001 roku jako skutek licznych wydarzeń majowych, kiedy to odbywa się „Weekend z Frankensteinem”, podczas którego mają miejsce pokazy przerażających filmów, spektakle teatralne i inne wydarzenia związane z literaturą fantastyczną. Gdy zastanawiano się, gdzie przebywał Frankenstein, naturalnym stała się konieczność stworzenia laboratorium. Pozostaje wątpliwe pytanie, co ma wspólnego to ciche miasteczko Dolnego Śląska ze słynnym dziełem Mary Shelley, jedną z bardziej popularnych gotyckich powieści, napisaną ponadto w dalekiej Szwajcarii?

W styczniu 1606 roku, do miasteczka Frankenstein na Śląsku przybyło 8 grabarzy, 6 mężczyzn i 2 kobiety, którzy to zdecydowali osiedlić się i pracować właśnie tutaj. Mieszkali w pobliżu miasta, nocą wychodzili  na zmiany i potajemnie rozsmarowywali po drzwiach i oknach trującą substancję, która powoli ulatniała się nie zostawiając po sobie śladów. Mieszkańcy Frankenstein, nieświadomi tego czynu, wdychali trującą substancję, a z biegiem czasu liczba umierających zawrotnie wzrastała.  Ostatecznie, celem grabarzy było zagwarantowanie sobie dobrego obrotu „w biznesie”, powiększając w ten sposób liczbę swoich klientów. Niestety, sytuacja wymknęła im się spod kontroli, gdyż po 5 miesiącach liczba zgonów przekroczyła 2000. Na początku wierzono, że to epidemia dżumy powodowała tak liczne spustoszenia wśród mieszkańców, ale lekarze przybywszy na wizytację do miasta zbrodni zrozumieli, że przyczyna tak dużej ilości zgonów była całkiem inna. Grabarze zostali zdemaskowani i aresztowani. Poddani torturom przyznali się do zbrodni, wyznając ponadto inne makabryczne czyny: kanibalizmu, profanacji grobów i czarnej magii. W takich sytuacjach, rozdartym z bólu podczas tortur zdarzało się wyznać więcej niż było potrzeba. Prawdopodobnie winna zbrodni była rozprzestrzeniająca się zaraza dżumy, ale społeczeństwo odnalazło już winnych. Proces był publiczny, wszyscy grabarze zostali skazani na śmierć przez spalenie na stosie, a egzekucja miała miejsce 4 października 1606 roku, podczas gdy inni wspólnicy zostali straceni w następnych miesiącach. Ten makabryczny czyn wbił się tak silnie w pamięć lokalnych mieszkańców, że został aktualny przez wielki, i przyjął się także, chociaż z pewnymi nieścisłościami, wśród polskiej ludności osiedlającej się tam po wojnie i wyjeździe Niemców z miasta. Według niektórych historyków i krytyków literackich,  Maria Shelley z pewnością przeczytała historię skandalu w mieście Frankenstein (o którym to licznie pisały niemieckie gazety), a nazwa miasta, umocniona przez te wydarzenia, zainspirowała pisarkę jeszcze bardziej do nadania tego imienia mrożącego krew w żyłach doktorowi w swej gotyckiej powieści. Naturalnie to tylko przypuszczenia, gdyż w Niemczech blisko Darmstad znajduje się również zamek Frankensteina, w którym to mieszkał ponadto alchemik Johann Konrad Dippel, postać idealna jako inspiracja do stworzenia doktora Frankensteina. Mieszkańcy obydwu miejscowości zamiast kłócić się o pierwszeństwo do  nazwy, wykorzystali okazję, by zareklamować się dzięki tej tajemniczej, mylnie przedstawionej prawdzie.

Dzisiaj Ząbkowice to miasteczko delikatnie umieszczone na wzgórzu, które ze swej starej niemieckiej nazwy uczyniło wizytówkę, ale jednocześnie godne odwiedzenia, gdyż oferuje ponadto inne atrakcje, dlatego też warto się w nim zatrzymać przez parę godzin. Przechadzając się przez Rynek (ocalały z trzech stron przed zniszczeniami komunistów, którzy to często wyburzali stare budowle, by zrobić miejsce nowym koszarom), możemy zaobserwować Ratusz, neogotycki budynek powstały w 1864 roku. Ratusz, w całej swej zawrotnej wysokości wraz z liczną obecnością  gargulców, maszkaronów i innych potworów z kamienia, fantastycznie wpisuje się w atmosferę legendy o Frankensteinie. Dalej na rogu, gdzie swój początek ma ulica Armii Krajowej należy skręcić w prawo , naprzeciw nas ukaże się niebywała budowla, jedyna w swoim rodzaju, unosząca się ku niebu Krzywa Wieża! Jest ona jedną z głównych atrakcji Dolnego Śląska. Jest to dzwonnica, która wcześniej, w średniowieczu  służyła do celów obronnych; wysoka na  34 metry, by wejść na jej szczyt należy pokonać 139 schodów. Nachylenie między podstawą a wierzchołkiem wynosi ponad dwa metry. Można zwiedzić wieżę  po wcześniejszym zakupieniu bilety, w jej wnętrzu znajdziemy wąskie schody i drewniane belki; znajdują się tu także niektóre narzędzia tortur. Po pokonaniu drogi na szczyt wieży można cieszyć się widokiem ukazującym całe Stare Miasto, jak również panoramą na wschodnie Sudety. Tuż za wieżą wznosi się kościół parafialny św. Anny, masywny zabytek w stylu gotyckim, wykonany z czerwonej cegły. Na jego zewnętrznych ścianach znajdują się kamienie nagrobne z napisami w niemieckim gotyku, należące do szlachty i kawalerii miasta, świadectwo starego cmentarza, który w dawnych czasach otaczał kościół. Wzdłuż starego muru, który odgradzał cmentarz dumnie wznosi się barokowa rzeźba św. Jana Nepomucena, najsłynniejszego świętego na Dolnym Śląsku, patrona od powodzi, zjawiska nierzadko spotykanego na południu Polski. Kontynuując spacer wzdłuż ulicy Krzywej docieramy do Regionalnej Izby Pamiątek, gdzie znajduje się już wcześniej wspomniane Laboratorium Frankensteina i sala ze sceną ukazującą rekonstrukcję historii grabarzy i ich proces sądowy; tu w mieście historia zwaną jest  „aferą ząbkowicką”. Idąc do końca drogi dochodzimy do ruin starego zamku w Ząbkowicach, który to mimo licznych zniszczeń dokonanych przez bieg czasu zachowuje do dziś swój urok. Jest to stara potężna forteca, porzucona w XVIII wieku po pożarze. Dziś jednak, po dziesięcioleciach zaniedbań doczekała się nareszcie prac remontowych. Wzdłuż miasteczka rozciągają się stare mury obronne, które zachowały również jedną z baszt miasta, Basztę Gołębią. Spacerując po mieście, napotykamy lodziarnię o dziwnej nazwie Frankenstein Eiscafe i inne działalności gospodarcze noszące imię tej słynnej tu postaci. Będąc na wycieczce w tym miasteczku, warto zwiedzić także inne kościoły. Również dla miłośników dreszczyku, na ulicy 1 Maja znajduje się stary cmentarz z oryginalną dzwonnicą pogrzebową w stylu barokowym: to miejsce, gdzie grabarze przygotowywali swoją trującą miksturę, ale przede wszystkim dochodziło tu do profanacji trumien ze zmarłymi, których okradano z biżuterii oraz dóbr (być może to jedyna wina grabarzy). Przy wejściu na cmentarz zachowało się kilka nagrobków z niemieckimi napisami, tymczasem idąc dalej widzimy już te nowsze, polskie. Wycieczka z dreszczykiem, to taki powrót do przeszłości pomiędzy niemieckim stylem gotyckim, literaturą fantastyczną a sztuką. Nie bez powodu, jeśli spojrzy się na miasta partnerskie, jest wśród nich wioska Bran w Rumunii, gdzie wznosi się najsłynniejszy (nawet jeśli tylko przypuszczalnie) zamek Drakuli. Dzięki wspólnej „opowieści mrożącej krew w żyłach” zacieśniła się bardzo wymiana kulturalna między tymi dwiema miejscowościami. Moc tajemniczości i okultyzmu, która od zawsze przyciągała ludzi jak magnes, dziś stała się silnym punktem turystyki.